środa, 12 lipca 2017

Podjąć decyzję


Witam Was w to pochmurne późne popołudnie.
Dziś na dwie krótkie chwile przeniesiemy się do Hogwartu. Czy to możliwe, by losy kilku osób splotły się w zupełnie inny niż dotychczas sposób?
Zapraszam do lektury!



Gdy wybrzmiał dzwonek, młodzi czarodzieje i czarownice wysypali się z zamku. Od razu wszędzie zapanował gwar, rozgadani nastolatkowie nadrabiali sześćdziesiąt minut lekcji.
Harry, Ron i Hermiona, swoim kilkuletnim już zwyczajem, stanęli w najbardziej oddalonym od wszystkich rogu dziedzińca. Pozwalało to prowadzić rozmowy bez ryzyka bycia podsłuchanym - i bez konieczności użycia Muffliato, co było wymogiem stawianym przez Hermionę. A ostatnimi czasy mieli bardzo dużo do omówienia.
Harry ogarnął włosy z czoła i rozejrzał się. Inni uczniowie też pozbijali się w grupki, ale to nie było niczym nowym. Tym, co go niepokoiło, co stanowiło różnicę w odniesieniu do poprzednich lat, była atmosfera. Oczywiście żartowano i plotkowano jak zawsze, lecz wszędzie można było dostrzec poważne i przygaszone miny. Strach przed tym, co poza murami zamku, przeniknął również do jego wnętrza.
Potter powstrzymał się od kolejnego westchnięcia, nie chcąc ściągać na siebie zaniepokojonego spojrzenia przyjaciółki.
Hermiona i bez tego spojrzała na niego z uwagą, marszcząc lekko brwi.
- Harry...
Skinęła głową, wskazując coś za jego plecami. Odwrócił się.
Draco Malfoy zbliżał się do niego dość szybkim, ale spokojnym krokiem. Jego mina nie wyrażała wahania. Po prawdzie, jego mina nie wyrażała niczego poza chłodnym zdecydowaniem. Najbardziej jednak rzucał się w oczy brak jego goryli, Crabbe'a i Goyle'a.
Harry poczuł, jak Ron tężeje po jego prawej stronie. Za to kiedy zerknął na Hermionę, ta wydawała się być tak samo zdumiona i przygotowana na każdą ewentualność, jak on sam.
Malfoy wreszcie pokonał ostatnie kilkanaście stóp i stanął twarzą w twarz z Harrym. Brunet spojrzał na niego, unosząc brwi. Cała czwórka ignorowała zaciekawione spojrzenia innych uczniów.
Ślizgon odezwał się, zanim ktokolwiek inny zdążył otworzyć usta.
- Potter. Czy mogę z tobą porozmawiać?

niedziela, 15 stycznia 2017

See you in my dreams

Dobry wieczór!
Naszło mnie, gdy słuchałam piosenki "See you in my dreams" We The Kings.
Miniaturka krótka (jedna strona w Wordzie) i smutna, ale tak się zdarza.
W każdym razie... zapraszam do czytania. I miejmy nadzieję, że Aurora i Filip żyli jednak "długo i szczęśliwie", a nie, jak to opisano poniżej.

link do piosenki TUTAJ 


 art by Theosky





Jestem całkowicie przytomna.

Całkowicie rozbudzona.

I niczego tak nie żałuję.

Filipie, co się stało? Bo coś się stało. Coś się zepsuło. Mijały dni, miesiące i lata  i wszystko było w porządku, ale teraz coś się zmieniło.

Leżę w naszym łóżku, zaplątana w prześcieradła, między rozrzuconymi poduszkami. I chciałabym zasnąć, ale nie mogę. Zawsze uważałam sen za przekleństwo, zawsze denerwowało mnie to, że muszę spać, podczas gdy tyle rzeczy jest do zrobienia. A te uczucia jeszcze się pogłębiły, od kiedy, po tylu latach, mnie obudziłeś. Poznałam ciebie, poznałam świat i życie i za nic nie chciałam tego stracić. Chciałam już nigdy nie zasypiać, tylko cieszyć się czasem spędzonym z tobą. I było tak – wtedy – że ty chciałeś tego samego.

Tymczasem coś się zmieniło. Coś się zepsuło. Mam wrażenie, że zaczynasz się oddalać. Im bardziej próbuję się do ciebie zbliżyć, tym dalej uciekasz, i nie wiem już, co mam robić.

Ostatnio śniło mi się, że znów jesteś przy mnie. Że znów jesteśmy razem, razem jemy, jeździmy konno, czytamy. Że każdej nocy zasypiasz przy mnie i że budzę się koło ciebie każdego ranka.

Od tego snu zaczęłam myśleć zupełnie inaczej. Chciałabym spać dalej, na okrągło, bez przerwy. Chciałabym spać, bo w moich snach jesteś ze mną. I zgodziłabym się na przespanie kolejnych stu lat, jeśli to by oznaczało, że przez sto lat będziemy razem.

sobota, 31 grudnia 2016

4/4: Zieleń i biel

Korzystając z tego, że jeszcze nie wszędzie zaczął się Sylwester, wrzucam szybciutko ostatnie z czterech opowiadań o tematyce świątecznej. O czym tym razem? Fandom Harry'ego Pottera - i więcej nie powiem;)
Miłej lektury i szczęśliwego Nowego Roku wszystkim!





Po schodach prowadzących na wieżę Ravenclawu zeszła szczupła dziewczyna o jasnych, długich włosach, ubrana w jasnozieloną, dość ekstrawagancką szatę.



Przez dziurę pod portretem Grubej Damy przeszedł szesnastoletni chłopak. Stanął wyprostowany, poprawił kołnierz białej koszuli, wygładził czarną, szkolną szatę i skierował się w stronę głównych schodów.



Nuciła pod nosem, idąc korytarzem. Dłonią muskała długie, puszyste łańcuchy choinkowe porozwieszane na murach. Kotka woźnego obrzuciła ją uważnym spojrzeniem spod ściany, a dziewczyna uśmiechnęła się do niej. Zwierzę mrugnęło i rozpłynęło się w cieniu.



Prawie padł na zawał, gdy zbroja, koło której przechodził, zaczęła wyśpiewywać „Do they know it’s Christmas”, szczękając przyłbicą.

Zatrzymał się na szczycie schodów i westchnął, myśląc o czekającej go wędrówce w dół. Zaraz jednak dostrzegł zielono-żółta plamę zbliżającą się korytarzem, a jego humor od razu się poprawił.



- Luna! – usłyszała. Podniosła głowę, by zobaczyć, kto ją woła.

piątek, 30 grudnia 2016

3/4: Różnice


Dziś witamy fandom, którego tu jeszcze nie widzieliśmy. I, szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczymy;D Mowa o "Miraculous, les aventures de Ladybug et Chat Noir", w Polsce znany jako "Miraculum: Biedronka i Czarny Kot".
Jak wyszło? Oceńcie sami!:)




Marinette ostatni raz upewniła się, że Tikki siedzi wygodnie na dnie jej torby i zbiegła po schodach na dół.
Sabine i Tom już od dawna nie spali; kręcili się po piekarni, zagniatając ciasta i układając towar. Oboje jednak przestali, gdy dziewczyna pojawiła się na dole, witając ich i od razu idąc do stołu, na którym czekało już śniadanie.
- I jak, kochanie, wyspałaś się? – Niziutka kobieta pogłaskała swoją córeczkę po głowie.
- Aj, mamo, tak! – Marinette uciekła przed opiekuńczą dłonią matki. – Zepsujesz mi fryzurę! – Roześmiała się.
- To do ciebie niepodobne. Od kiedy aż tak przejmujesz się wyglądem?
- Dzięki. Przynajmniej w dniu wigilii klasowej chciałabym się prezentować trochę lepiej, wiesz? – Pokazała mamie język, włożyła do ust ostatni kęs kanapki, popiła szklanką soku pomarańczowego i posłała rodzicom buziaka. – Dziękuję, było pyszne. Mamo?
- Tak, słoneczko?
Dziewczyna odsunęła talerz i uśmiechnęła się uroczo. – Wiecie już, co dostanę na Święta?
Kobieta uniosła brwi i spojrzała na Toma.
- A skąd mam wiedzieć, co postanowi ci przynieść Święty Mikołaj?
- Jesteś pewna, że byłaś grzeczna? – dodał mężczyzna.
Marinette westchnęła cierpiętniczo. – Tato…
- My nic nie wiemy. – Właścicielka piekarni uniosła ręce i popatrzyła na córkę z rozbawieniem. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Dziewczyna prychnęła. – Jesteście niemożliwi. – W następnej chwili sprawdziła godzinę w telefonie i aż podskoczyła na krześle. – Muszę jeszcze umyć zęby i lecę, bo się spóźnię!
- To leć, kochanie. – Sabine odprowadziła córkę wzrokiem, póki ta nie zniknęła w drzwiach łazienki. – Jak to jest, że nawet gdy ma być w szkole o dziesiątej, i tak wybiega z domu w ostatniej chwili? – spytała Toma, uśmiechając się delikatnie.

czwartek, 29 grudnia 2016

2/4: Let it go... again

Dobry wieczór!
Oto drugie z czterech opowiadań o Świętach w różnych uniwersach. Dziś trochę bardziej magicznie, opisowo i o wiele chłodniej;)
Miłej lektury!





Arendelle chyba nigdy nie wyglądało tak pięknie.

Elsa osobiście zatroszczyła się o to, by całe miasto i okolice przykryła gruba warstwa białego puchu. Z racji lasów, jakie otaczały stolicę królestwa, w żadnym domu nigdy nie brakowało drzewka świątecznego, a w tym roku znalazły się one też w każdym ważniejszym punkcie miasta – małe i duże, pojedyncze lub w grupkach po kilkanaście, wszystkie udekorowane i tak błyszczące, że z przy pomocy jednej świeczki z powodzeniem mogłyby robić za latarnie uliczne. Prawdę mówiąc, całe Arendelle tej nocy iskrzyło się milionami światełek i ozdóbek; gdy latał ponad dachami, a rozjaśnione prostokąty okien zlewały się w jedno, był pewien, że miasto byłoby widziane nawet z księżyca.

Ludzie, którym się przyglądał, w większości nie mogli go zobaczyć. Nieliczne dzieci, zwłaszcza te młodsze, unosiły głowy, gdy je mijał; niektóre kojarzyły go i wołały do niego, machając rękami, a rodzice uciszali je i prowadzili dalej. Przywykł do tego, że jest niewidzialny. Owszem, czasem go to bolało, ale bywało również przydatne.

Wylądował na chwilę na dachu pracowni szewca. Złapał równowagę za pomocą swojej laski i oparł się o komin. Lubił to miejsce, bo roztaczał się stąd ładny widok na znajdujący się niedaleko rynek, teraz skąpany w kolorowych światłach.

Przeskoczył na balkon sąsiedniego domu, lądując na poręczy. Przeszedł po niej kilka metrów, a gdy dotarł do końca, zrobił kolejny krok i znalazł się na ziemi, wśród spacerujących. Podobnie jak oni, powoli przeszedł się kilkoma uliczkami, oglądając dekoracje, zerkając na witryny sklepów z ręcznie robionymi zabawkami oraz piekarni. Starał się unikać wpadania na innych, mimo że większość ludzi przeszłaby przez niego, jakby go nie było. To przeżycie nie należało jednak do przyjemnych, za każdym razem przejmowało go chłodem. Wewnętrznym – innego nie czuł.

Natomiast ganiające się dzieci starały się go omijać, a to z kolei w dziwny sposób sprawiało mu przyjemność. Raz któreś z nich trafiło go śnieżką. Roześmiał się szczerze, zmrużył oczy, namierzył żartownisia i oddał mu, ale zaraz potem podskoczył i pozwolił wiatrowi ponieść się paręnaście metrów dalej. Normalnie zostałby, pobawił się z tymi chłopcami i dziewczynkami i zadbał o to, by wrócili do domów przemoczeni do suchej nitki, ale ten wieczór miał już zaplanowany.

środa, 28 grudnia 2016

1/4: Niebieskie Boże Narodzenie


Wesołych!
Właśnie, Święta jako takie już minęły, a razem z nimi odeszła świąteczna gorączka, świąteczne piosenki, które wszyscy kochamy aż do bólu i większość świątecznego kiczu;) Skoro tak, i skoro ja również wyszłam już z fazy "mam dość słuchania o Gwiazdce"... zapraszam Was na cztery krótkie, bożonarodzeniowe opowiadania:D
Wszystkie są dedykowane P. M., jako że wszystkie zostały dla niej napisane (wiem, że na to czekałaś) <3
Szczęśliwego Nowego Roku będę Wam życzyć za cztery dni, a tymczasem miłego czytania;)





W całym mieszkaniu unosił się zapach korzennych przypraw. Z głośników podłączonych do laptopa w salonie leciały angielskie kolędy i francuskie piosenki o tematyce świątecznej, które Sally nuciła, krzątając się po kuchni i starając się przypomnieć sobie znaczenie wypowiadanych przez siebie słów. Słabe, zimowe słońce już dawno schowało się za horyzontem, ale wszystkie pokoje były jasno oświetlone lampami i świeczkami.

Centralne miejsce w salonie zajmowała żywa, pachnąca choinka, o którą cztery osoby chodzące w tę i z powrotem po mieszkaniu bezustannie się obijały, ale o której żadna z nich nawet przez chwilę nie pomyślała źle.

No, może nie do końca.

- Na brodę Hadesa – mruknął Percy, łapiąc złotą, szklaną bombkę tuż nad ziemią. Zaraz potem skrzywił się. Pan Umarłych nie był osobą, o której chciał myśleć w świąteczny wieczór. – Mamo, nawet Pomona nie zawiesiłaby tu większej ilości jabłek…

- Kto, kochanie? – Kobieta wychyliła się z kuchni.
- Taka rzymska bogini.
- Myślałam, że to Annabeth jest tą obeznaną w tradycjach innych kultur. Miło wiedzieć, że czegoś się od niej uczysz. – Mrugnęła do swojego syna i, zbliżywszy się do drzewka, strząsnęła mąkę z dłoni na gałęzie. Osiadła na zielonych igłach, złotych i czerwonych bombkach, błyszczących łańcuchach.
- Rzucała w nas metalowymi owocami, gdy ratowaliśmy Nowy Jork i świat przed Kronosem. Też byś ją zapamiętała. – Pokręcił głową. – Zamierzasz upiec również choinkę? – zażartował.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Jeszcze bardziej znienawidzić Miłość


Lumos! A nie, nie ten fandom.
Pamiętacie scenę z "Domu Hadesa", w której Jason i Nico spotykają Kupidyna? Ci, którzy to czytali, na pewno. Jeśli podobnie jak ja zastanawialiście się, jak wyglądała z punktu widzenia Nico... oto odpowiedź.
Pisanie tego bolało. Naprawdę. Nigdy aż tak nie weszłam bohaterowi do głowy i szczerze, mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała tego robić. Nie w tak trudnej dla niego sytuacji. To naprawdę bolesne.
Tym wesołym akcentem kończymy wstęp.
Organizacyjnie: wszystkie dialogi są słowo w słowo skopiowane z książki "Dom Hadesa" Ricka Riordana w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego.
Zapraszam do lektury!








To było zdecydowanie za dużo, jak na jego gust.
Najpierw Jason postanowił przenieść ich ponad murami. Wiatrem. Nawet nie pytając go o zdanie.

Teraz Fawoniusz zamienił ich w wiatr. Najwyraźniej dla boga nie było to problemem, ale Nico miał coś przeciwko. Nawet sporo. Nie lubił latać. Może Jason i Fawoniusz tego nie zauważyli, ale był dzieckiem Podziemia. Lepiej czuł się, mając pod stopami ziemię. Pływanie Argo II po morzach jakoś znosił, między Posejdonem i Hadesem nie było tak źle, ale Zeus… to zupełnie inna sprawa. No i mimo wszystko Nico wolałby spaść do wody, a nie w pustkę.

Gdy lecieli, Nico czuł obok siebie obecność Jasona. Obaj rozglądali się – o ile było to możliwe, gdy nie ma się oczu. Szybko opuścili przestrzeń nad Splitem i zbliżali się do gór. Pod nimi przesuwały się wzgórza, akwedukty, winnice… W końcu dotarli do ruin jakiegoś rzymskiego miasta, w dużej części zarośniętych mchem i trawą.

Bóg opuścił ich koło jednej ze złamanych kolumn. Znajdowali się teraz w dolinie, pośrodku umarłego miasta.

Nico z powrotem stał się człowiekiem. Była to dla niego ulga, bo mimo nagłego uczucia ciężkości preferował tę formę. Bycie wiatrem kojarzyło mu się trochę z byciem duchem, a tych miał dość po długich dniach spędzonych na Łąkach Asfodelowych.

Jason podziwiał widoki – a było co podziwiać, bo te ruiny były kiedyś naprawdę niesamowitymi budynkami – i ucinał sobie z bogiem zachodniego wiatru pogawędkę o przeszłości. Nico miał ważniejsze problemy. Ignorował ich, póki Fawoniusz nie powiedział:

- Tu był dom Kupidyna.