piątek, 27 listopada 2015

Jesteś beznadziejnym chłopakiem, Harry Potterze.


Znów nieinspirowane fanartem, powstało jedynie przy pomocy tego, co siedzi mi w głowie.
Enjoy!


Draco Malfoy wszedł do biblioteki i od razu skierował się w lewo. Ledwie zauważył dziewczynkę, która prawie na niego wpadła i przez to mocno się zarumieniła. Szybkim krokiem mijał kolejne regały, zaglądając w każdą alejkę, aż w końcu, przy wejściu do działu Ksiąg Zakazanych dostrzegł pochyloną nad stolikiem czarną czuprynę.
Westchnął z poirytowaniem.
- Potter. - Jego usta wykrzywiły się w pełnym zadowolenia uśmieszku, gdy zauważył, że chłopak wzdrygnął się, słysząc jego głos.
- Draco. Co ty tu robisz?
- To pytanie było dużo poniżej twoich możliwości. - Blondyn złapał za oparcie jednego z krzeseł i usiadł naprzeciwko kolegi. - Każdy ma prawo przyjść do biblioteki, czyż nie? Pytanie brzmi raczej, co ty tu robisz i dlaczego się ukrywasz?
- Nie ukrywam się. - Harry wyprostował plecy i skrzywił się, słysząc serię pstryknięć w kręgosłupie. Poprawił okulary, które zjechały mu na czubek nosa, a drugą ręką zakręcił buteleczkę z atramentem.
Draco uniósł brew, spoglądając na tytuł wypracowania Gryfona.
- Mogę wiedzieć, co innego poza koniecznością ukrycia się zmusiłoby cię do siedzenia tutaj i pisania rozprawki o domniemanej konieczności używania bezoaru w każdym antidotum, którą stary Ślimak zadał na za dwa tygodnie?
Brunet ponownie wykrzywił twarz.
- Wygrałeś. Chociaż "ukrywanie się" to zbyt mocne słowa. Ja tylko... przeczekuję.
- Przeczekujesz, powiadasz?
Harry westchnął i odchylił się na krześle.
- Wczoraj Parvati Patil poprosiła mnie o pomoc przy zaklęciach chroniących dobytek na OPCM. Umówiliśmy się na sobotę… czyli na dziś o 19:30 w Pokoju Życzeń, ale Ginny to usłyszała i... No właśnie.
- Urządziła scenę zazdrości? - domyślił się Ślizgon.
- Wręcz przeciwnie. Wykazała się wielkim zrozumieniem i stwierdziła, że wobec tego spokojnie może nam potowarzyszyć.
- A ty się zgodziłeś, jak na dobrego chłopaka przystało, ale teraz musisz zaczekać, aż Weasley skończy dawać Patil wykład o nielepieniu się do ciebie?
- Muszę cię zmartwić, Draco. Znowu nie zgadłeś. Ja zwyczajnie się nie zgodziłem, aby była tam z nami. Nie rób takich min. - Zrezygnowany spojrzał na krztuszącego się ze śmiechu Malfoya. - Wszyscy dobrze wiemy, że tylko by przeszkadzała.
- No tak. Teraz doskonale rozumiem, dlaczego... przeczekujesz. Czyżby kłopoty w raju?
- Przestań rżeć, Draco. Ale tak, małe... malutkie... kłopoty są. Od jakiegoś czasu.
- A ty mimo to umawiasz się - nie przerywaj mi! - umawiasz się z inną dziewczyną. Aby było lepiej, jest to dziewczyna, z którą dwa lata temu byłeś na Balu Bożonarodzeniowym.
- I która ten bal wspomina jako najgorsze doświadczenie w całym swoim życiu - wtrącił szybko Harry.
- To bez znaczenia. - Draco westchnął cierpiętniczo, załamany tym, że przyjaźni się z kimś tak niedomyślnym. - Jesteś beznadziejnym chłopakiem, Potter.
- Możesz przestać do mnie mówić po nazwisku? Zazwyczaj robisz tak tylko, gdy jesteś zły. To po pierwsze. - Blondyn uniósł brew. - Po drugie, co ja mam twoim zdaniem teraz zrobić?
- Jesteś naprawdę beznadziejnym przypadkiem.
- Powtarzasz się. Personie pochodzącej z tak arystokratycznej familii jak twoja nie wypada się powtarzać. Powinieneś zawsze mieć na podorędziu nowe epitety, którymi uraczysz osoby niespełniające twoich oczekiwań. - Chłopak wreszcie uśmiechnął się. Nic nie poprawiało mu nastroju tak bardzo, jak słowne potyczki ze ślizgońskim prefektem.
Arystokratyczna persona prychnęła w sposób zupełnie niepasujący do jej statusu społecznego.
- Nie udawaj, że umiesz się dobrze wyrażać, Harry. I tak nigdy mi nie dorównasz. To po pierwsze. - Ciemnowłosy przewrócił oczami. - Po drugie... Z Weasley sprawa jest prosta. Kwiatki, czekoladki, inne takie rzeczy, które lubią dziewczyny. Tylko z tym nie przesadź, wiesz, jaka ona jest. A za tydzień jest wyjście do Hogsmeade, zaproś ją do herbaciarni Puddifoot. Nie wiem, co im się podoba w tym całym kiczu, ale go uwielbiają. Postawisz jej gorącą czekoladę, potrzymasz za rączkę, dasz buzi i będzie zachwycona.
Głowa Harry'ego z hukiem trochę tylko przytłumionym przez podręcznik do eliksirów opadła na biurko.
- Tylko nie Puddifoot - jęknął. - To z kolei najgorsze doświadczenie w całym moim życiu.
Na twarzy blondyna odmalowało się zaskoczenie.
- Wiem, że te wszystkie serduszka i gruchające gołąbki powodują odruch wymiotny, ale chyba...
- Nie o to chodzi. - Wybraniec postanowił w końcu się wyprostować. - Rok temu zabrałem tam Cho... W sumie to ona zabrała tam mnie. Zdążyłem wypić kawę i powiedzieć dwa zdania, nim wybiegła z płaczem.
- Naprawdę, naprawdę podziwiam Weasley, że z tobą wytrzymuje. Jest twardsza od każdej innej dziewczyny, jaką znam.
- Zamknij się, Malfoy – warknął Harry.
- Jak sobie życzysz. – Blondyn wstał od stołu i odwrócił się z zamiarem odejścia. – Powodzenia na randce – rzucił jeszcze przez ramię.
- To nie jest randka, debilu! – krzyknął za nim Harry, przerażony tym, że ktoś mógłby to usłyszeć i donieść Ginny. – Ale dziękuję za rady… te poważne – dodał ciszej.
Przyjaźń z blondynem nie należała do łatwych, ale Gryfon dziękował Merlinowi, że ma kogoś takiego, jak ten irytujący, arystokratyczny, zapatrzony w siebie, rozpuszczony, przyzwyczajony do posiadania wszystkiego, przekonany o własnej wyższości… Draco. Nawet mimo ich bezustannych sprzeczek obaj dobrze wiedzieli, że mogą na sobie polegać. A ponieważ ich dwójka była świetnie rozpoznawana w szkole, nikt nie próbował im w żaden sposób dokuczać. Wiedział, że w przeciwnym wypadku spotka się z gniewem zarówno Chłopca-Który-Przeżył, jak i Malfoya.
Zza regału wyłoniła się głowa pani Pince. Jej oczy skryte za grubymi szkłami okularów ciskały błyskawice.
- W bibliotece się nie krzyczy – syknęła.
Głowa Harry’ego po raz drugi w ciągu dziesięciu minut znalazła się na blacie biurka.
Nie mam szczęścia do kobiet, pomyślał zrozpaczony.

Wziął kolejny tego wieczoru głęboki oddech i wreszcie pozwolił Parvati wypowiedzieć hasło do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Dziewczyna zachichotała.
- Waleczni duchem, odważni sercem – rzuciła w stronę portretu. Przed przejściem przez dziurę spojrzała jeszcze na Harry’ego.
- Naprawdę, mógłbyś przestać się tak tym wszystkim przejmować. I ty, i ona dobrze wiecie, że do niczego między nami nie doszło, a oboje robicie z tego spotkania jakąś straszną aferę.
- To nie jest takie proste – jęknął chłopak i oparł się dłonią o zimną ścianę. – Ona ostatnio ciągle doszukuje się dziury w całym, a to, co wiemy, liczy się chyba najmniej.
Zniecierpliwione chrząknięcie Grubej Damy przypomniało im, że wciąż blokują przejście.
Chłopak zaczekał, aż Parvati pewnie stanie na podłodze salonu, i sam przeszedł przez dziurę.
Pokój Wspólny jak zwykle o tej porze był wypełniony po brzegi. Ogień w kominku trzaskał wesoło, zupełnie jakby udzielił mu się nastrój siedzących przed nim nastolatków. Hogwartczycy grali w Eksplodującego Durnia lub w szachy, jakiś chłopak wyczarowywał za pomocą różdżki kwiaty ku uciesze siedzącej obok niego dziewczyny, kilka stolików było zajętych przez próbujących skupić się na nauce uczniów. Każda kanapa, fotel i bardziej miękki kawałek podłogi zostały zaanektowane przez śmiejące się grupki przyjaciół.
- Wybacz, Harry, ale jesteś beznadziejnym chłopakiem. – Potter znowu jęknął. - To naprawdę bardzo proste. Jest zazdrosna? Spraw, aby przestała być.
- Ale jak?! – prawie krzyknął chłopak. – Myślisz, że co robię od tygodnia? Do niej chyba nie dociera, że tylko ją… że nie interesują mnie inne. - Wiedział, że wygląda trochę żałośnie z tą miną mówiącą Nic-Nie-Rozumiem, ale wiedział też, że Parvati i Hermiona są prawdopodobnie jedynymi dziewczynami, które go nie wyśmieją.
- My naprawdę nie jesteśmy takie skomplikowane. Po prostu zachowujemy się, jakbyśmy były. – Patil wzruszyła ramionami.
Po co?
- Aby sprawdzić, czy będzie się wam chciało – brzmiała odpowiedź. – Więc pokaż jej, że ci się chce, zabierz ją na randkę, zrób jej prezent… Dasz radę.
Parvati uśmiechnęła się do niego na pożegnanie i natychmiast podeszła do dziewczyn ze swojego dormitorium. Chłopak westchnął, a jego ręka automatycznie powędrowała do głowy, robiąc na niej jeszcze większy bałagan. W tej samej chwili gdzieś niedaleko kominka mignęła mu grzywa rudych włosów, więc zaczął się przeciskać w tamtą stronę, odpowiadając po drodze na liczne pozdrowienia.
W końcu dotarł do kanapy, na której siedziały Ginny i Hermiona. Na jego widok najmłodsza latorośl Weasley’ów wstała i z godnością skierowała się w stronę schodów prowadzących do jej pokoju.
Chłopak opadł na poduszki koło przyjaciółki i zapatrzył się w płomienie. Po chwili dopiero co zwolnione miejsce po drugiej stronie brązowowłosej zajął Ron.
- I jak?
Harry odwrócił głowę w jego stronę.
- Pytasz o postępy Parvati, mój esej do Slughorna czy o twoją siostrę?
- Zgadnij.
Hermiona przeciągnęła się i wstała.
- To wy sobie porozmawiajcie, chłopcy, a ja pójdę do Ginny. Spróbuję… - zamachała bezradnie rękami – przemówić jej do rozsądku.
Przeciągnęła dłonią po włosach Harry’ego, skinęła głową Ronowi i zniknęła na schodach.
Dwóch przyjaciół przez kilkanaście sekund siedziało w ciszy. Harry czuł się, jakby gwar panujący w pomieszczeniu nie dotyczył go w żadnym stopniu. Może i tego nie okazywał, ale był naprawdę przybity z powodu tych głupich kłótni z jego dziewczyną.
- I jak, masz jakiś pomysł?
Spojrzał na rudego chłopaka ze złością.
- Słuchaj, Ron, może tego nie widać, ale ja się staram – powiedział z poirytowaniem. – Wybacz mi, że nie obsypuję twojej kochanej siostrzyczki różami i nie śpiewam jej serenad przy stole w Wielkiej Sali, ale to ona ma jakiś problem, nie ja! – Pod koniec już prawie krzyczał, więc ściszył głos, by nikt nie zainteresował się ich rozmową. – Ja już sam nie wiem, czy to moja wina, czy zrobiłem coś nie tak, czy to wasze rude geny – Ron prychnął – czy po prostu się mną znudziła, czy co…
- Słuchaj, może zrób z nią coś, co lubią dziewczyny? Nie wiem, zabierz ją do jednego z tych romantycznych – skrzywił się lekko – miejsc, daj jej jakieś te dziewczyńskie duperele…
- To dość mało przydatne rady, wiesz? Zresztą przypomnij sobie: mówimy o twojej siostrze. Ona nigdy nie chciała tych serenad, całowania w nosek, czekoladek w kształcie serca i innych takich. Poza tym pytałem już Draco i Parvati, ich wskazówki były o wiele bardziej pomocne.
- Pytałeś i Malfoya, i Patil, a wciąż nie wiesz, co masz robić? – Ron uniósł brwi. – Sorry, stary, ale to znaczy, że serio jesteś beznadziejnym chłopakiem.
Harry powstrzymał nagłą chęć zaciśnięcia dłoni na szyi rudzielca.
- I kto to mówi? – Spojrzał na niego z politowaniem. – Chciałem ci tylko przypomnieć, że Hermiona wciąż nie ma pojęcia o tym, że jest dla ciebie kimś więcej, niż tylko przyjaciółką.
- To co innego – mruknął Weasley.
- To prawda – zgodził się Harry. – Ja przynajmniej miałem odwagę powiedzieć Ginny, co czuję. – Wyszczerzył zęby w stronę Rona.
Niespodziewanie dla siebie poczuł się trochę lepiej. W końcu nie było między nimi tak źle – Ginny zdawała sobie sprawę z jego uczuć, co więcej, mimo wszystkich swoich fochów, odwzajemniała je.
Potter poklepał przyjaciela po ramieniu. Wstał i złapał swoją torbę.
- Ja już idę. Mam dość. – Ron odwzajemnił jego krzywy uśmiech i razem z nim poszedł w kierunku schodów.

Harry spędził następny tydzień próbując zaliczyć wszystkie sprawdziany, nadążyć z odrabianiem prac domowych (Snape wyjątkowo lubił rozwodzić się nad tym, jak przydatną sztuką jest oklumencja, jednocześnie co rusz zerkając na Złotego Chłopca ze złośliwym błyskiem w oku) i przekonać Ginny o sile jego uczucia i jego wierności – choć czasem odnosił wrażenie, że to z góry skazane na porażkę.
Pierwszy przełom w tej ostatniej sprawie nastąpił w środę, gdy drobna brązowa sówka dostarczyła dziewczynie zamówione listownie przez bruneta kwiaty z jednej z najbardziej znanych kwiaciarni na Pokątnej. Ginny z wyraźną rozkoszą zanurzyła nos w kolorowym bukiecie, obrzuciła zadowolonym spojrzeniem wszystkie patrzące na nią z zazdrością nastolatki i – nareszcie! – uśmiechnęła się do Harry’ego. Wciąż szczerzył zęby do swoich płatków, gdy wychodziła z Wielkiej Sali, by zdążyć odnieść prezent do dormitorium przed rozpoczęciem zajęć. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu tych iskierek w jej orzechowych oczach, sprężystości jej kroków, obecnej tylko wtedy, gdy była zadowolona, ale przede wszystkim – świadomości, że to on potrafi tak ją rozweselić. Hermiona szepnęła mu jeszcze, że poprzedniego wieczoru Ginny wyjątkowo poszła spać bez narzekania, jak to ten Harry „w ogóle się nią nie przejmuje”, „flirtuje z innymi dziewczynami pod jej nosem” i „pewnie się już nią znudził”. Parvati natomiast poinformowała go, że po jej – oczywiście podkolorowanych – zapewnieniach, że przez cały sobotni wieczór rozmawiali tylko o zaklęciach i wielkiej miłości Harry’ego do niejakiej panny Weasley owa panna przestała się na nią boczyć, a nawet zupełnie poważnie przyznała, że może rzeczywiście była dla swojego chłopaka zbyt ostra…
Po usłyszeniu tego Wybraniec wpadł już w prawdziwie szampański nastrój, a gdy następnego dnia Ginny łaskawie zgodziła się pójść z nim do Hogsmeade, czuł się, jakby tym jednym prostym słowem dziewczyna uchyliła mu nieba. Dlatego też w osobę rano wstał w wyśmienitym nastroju, założył swoje najlepsze dżinsy i najlepszą koszulkę z krótkim rękawem (czarną z czerwoną sylwetką lwa, kupioną na promocji w jakimś mugolskim sklepie), narzucił na to swoją najlepszą bluzę, i tak odstawiony pomaszerował na śniadanie. Sok dyniowy nigdy nie wydawał mu się tak słodki, a wrzawa panująca w pomieszczeniu – tak radosna.
Po skończonym posiłku razem z Ronem wrócił do dormitorium, dokładnie umył zęby, popsikał się wodą kolońską, o której Ginny mówiła, że ją uwielbia, i z tego wszystkiego o mało co nie zapomniał sakiewki z pieniędzmi, gdy rudzielec niemal siłą wyciągał go z pokoju po czwartym przypomnieniu, że kończy im się czas.
- Naprawdę, a mówią, że to dziewczyny długo się szykują – mruczał pod nosem, ciągnąc za sobą zbawcę czarodziejskiego świata, obecnie wybitnie nienadającego się do czegokolwiek poza randką z pewną rudowłosą Gryfonką.
- Miłego dnia, proszę pana - powiedział Harry głośno i wyraźnie do Filcha, jak zwykle sprawdzającego opuszczających zamek uczniów. Woźny ze zdziwienia zamknął usta, z których właśnie miała paść jakaś kąśliwa uwaga. Ron patrzył na przyjaciela oniemiały.
Harry, w swej radości kompletnie nieświadomy skutków swojej wypowiedzi, uśmiechnął się miło i wyszedł za drzwi. Tam dołączył do niego jego towarzysz.
- Kiedyś jej uświadomię, ile te jej fochy nas wszystkich kosztowały - mamrotał Weasley, gdy szli przez błonia. - Mogłem zginąć z szoku po usłyszeniu, jak pozdrawiasz tego wrednego charłaka, a ona nawet nie zdaje sobie z tego sprawy...
Przy jednym z powozów zauważyli Hermionę. Ron od razu do niej podszedł, zaczekał, aż znajdzie się w środku, wepchnął za nią Pottera i sam wsiadł. Lekkie szarpnięcie było jedynym znakiem, że testral ruszył.
- Harry, masz być miły - zaczęła swój wywód Hermiona.
Potter spojrzał na nią z powątpiewaniem.
- Miły? Serio, Miona? To jest twoja rada?
- Nie przerywaj mi! - fuknęła. - Masz być miły. Masz być ucieleśnieniem bycia miłym. Mów jej, że ją kochasz. Trzymaj ją za rękę. Nie pozwól, aby za siebie płaciła.
- Wiesz, Hermiono, u nas nie jest aż tak źle... - Ron wtrącił się nieśmiało.
- Nie chodzi o to, czy jest źle. Tak po prostu się robi. A ona będzie tego oczekiwać. - Zwróciła się znów do Harry’ego: Mam nadzieję, że coś dla niej masz?
- Ee... Kwiaty? - strzelił.
Dziewczyna westchnęła. - To kup te kwiaty jak najszybciej. Nie muszę ci mówić, że mają być jak najładniejsze?
- Mionka, spokojnie. - Rudzielec położył dłoń na jej ramieniu. - Harry sobie poradzi. Prawda,  Harry?
- Naprawdę ci dziękuję, ale to nie jest nasza pierwsza randka - uśmiechnął się do niej czarnowłosy. - Zrobię wszystko jak najlepiej, obiecuję.
- Wiem, wiem. - Rozluźniła się nieco i oparła wygodniej na siedzeniu. - Po prostu... Czuję się prawie tak, jak w czwartej klasie, kiedy pokłóciliście się z Ronem o ten Turniej Trójmagiczny. Tylko Weasley się zmienił. - Uśmiechnęła się. - Dzięki, Ron. 
Chłopak dopiero teraz niechętnie zabrał rękę z jej ramienia.
Resztę podróży przesiedzieli w ciszy.
Gdy dojechali, Ron wysiadł pierwszy i przytrzymał Hermionie drzwi. Harry zatrzymał się na ostatnim schodku. Nigdzie nie widział Ginny. Jako że do umówionej pory zostało jeszcze kilka minut, w te pędy pobiegł do najbliższej kwiaciarni i wybrał średniej wielkości bukiet czerwonych róż. Doszedł do wniosku, że dziś postawi na prostotę - tak, jakby od zawsze się spotykali, jakby nic się między nimi nie zmieniło, jakby ich wspólne wyjścia nie były niczym nowym. Miał nadzieję, że dziewczyna zrozumie tę zaszyfrowaną wiadomość.

Miał okazję się o tym przekonać bardzo szybko.
Ledwie wyszedł na ulicę, parę metrów dalej dostrzegł rudą plamę. Podszedł do Ginny od tyłu i przytulił ją na powitanie. Podskoczyła.
- Harry! Nie strasz mnie!
- Przepraszam. - Od razu się odsunął, w razie, gdyby chciała go potraktować upiorogackiem. - To dla ciebie. - Wyciągnął bukiet w jej stronę.
Jej zmarszczone czoło wygładziło się, gdy przytulała kwiaty do policzka.
- Dziękuję. Są cudne.
Chłopak odchrząknął.
- Czy zechciałabyś wybrać się ze mną do kawiarni?
- Z przyjemnością - odpowiedziała.

Dziesięć minut później siedział nad filiżanką kawy i wpatrywał się w Ginny, która z kolei patrzyła na niego.
- Masz zamiar coś powiedzieć? - przerwała ciszę.
- Ee... - Harry w panice rozejrzał się po pomieszczeniu. Na szczęście nie był to czas Walentynek, więc Madame Puddifoot obeszła się bez serduszkowego konfetti i tych paskudnych kupidynów. Mimo to przy niemal każdym stoliku siedziała para zakochanych, trzymając się za ręce.
- Ładnie dziś wyglądasz - wydusił w końcu.
To była prawda, dziewczyna miała na sobie zieloną bluzkę z długim rękawem i brązowe spodnie do półłydki, co świetnie komponowało się z jej rudymi włosami i brązowymi oczami.
Kącik jej ust drgnął.
- Dziękuję. Wysilisz się bardziej?
Tym razem zapytał o coś dotyczącego quidditcha i dziewczyna podjęła temat. Zdenerwowanie Harry’ego szybko minęło. Rozmawiali tak swobodnie, jak dawniej, a kiedy chłopak zerknął na zegarek, był szczerze zdziwiony, że minęły już dwie godziny. Jak dotąd wszystko szło po jego myśli.
Oczywiście ledwie o tym pomyślał, przestało iść.
- Co jest między tobą i Parvati?
Harry zamarł. Miał ochotę zacząć walić głową w stolik, ale się powstrzymał.
- Nic, Ginny - zapewnił szybko. - Jesteśmy kolegami. Pomagamy sobie, rozmawiamy, ale tylko ją lubię. Naprawdę.
- Ale tydzień temu wolałeś się spotkać z nią niż ze mną.
Nie wyglądała, jakby miała się rozpłakać czy choćby podnieść głos, co chłopak przyjął z ulgą. Nie dałby rady siedzieć w tej samej herbaciarni, przy tym samym stoliku, w otoczeniu całujących się par i znowu próbować uspokoić szlochającą dziewczynę. Na szczęście Ginny nigdy nie wykazywała tendencji do zachowywania się jak fontanna.
- Spotkaliśmy się, bo miałem jej pomóc z OPCM. - Starał się nie denerwować. - Rozmawialiśmy tylko o zaklęciach i do niczego między nami nie doszło. Już ci to mówiłem.
- Wiem, wiem.
Już otwierał usta, by zaprotestować, gdy dotarło do niego znaczenie jej słów.
- Skoro wiesz, to o co chodzi?
- O nic, Harry.
- Gdy mówicie, że o nic, zazwyczaj świat się wali - westchnął.
- Tylko że naprawdę o nic nie chodzi! - roześmiała się. - Cieszę się, że nic was nie łączy. To tyle.
- Czyli wszystko w porządku? - zapytał ostrożnie.
- Tak, Harry. Już wszystko w porządku.
- To te fochy... I o co tak właściwie... Nie, ja naprawdę nic nie rozumiem. - Oparł się łokciem o blat stolika i zasłonił dłonią oczy.
Dziewczyna uścisnęła jego rękę.
- Kocham cię, Harry, ale czasami zastanawiam się, co ja jeszcze z tobą robię - wyznała z rozbrajającą szczerością. - Bywa, że jesteś tak niedomyślnym chłopakiem...
Ale czego i jak ja się miałem, na Merlina, domyślić?, pomyślał z rozpaczą. 

Przynajmniej nie powiedziała "beznadziejnym", pocieszył się chwilę później, gdy nachyliła się i pocałowała go.


Ponieważ nie znalazłam obrazka, który pasowałby mi do tej miniaturki, poprosiłam przyjaciółkę o narysowanie go. Oto on!


 art by O. B. (znana też jako T. M.), która pewnie by nie chciała, abym podawała tu jej nazwisko;)
Dziękuję Ci, kc.

11 komentarzy:

  1. Ej, to jest super! :D
    Tylko mała uwaga:
    "Dlatego też w osobę rano wstał w wyśmienitym nastroju," - nie powinno być w sobotę?
    Ale poza tym... no cóż, dusiłam się ze śmiechu xD
    Ciekawie przedstawiłaś przyjaźń Pottera i Malfoy'a, podobało mi się :)
    Weny Ci życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, autokorekta, już poprawiam. Dzięki.
    Cieszę się, że przypadło ci do gustu:)
    Za wenę też dziękuję, przyda się. I życzę tego samego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajna miniaturka ;-) podoba mi się przyjaźń Harry'ego i Draco
    zapraszam do mnie http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja droga Nique! To było piękne, wspaniałe, genialne i mogłabym tak dalej pisać, gdyby nie to, że jestem za leniwa :p
    I nie chcę się czepiać, ale chyba ta autokorekta zmieniła Ci ''szło'' na ''szkło''. W tym zdaniu: ''Jak dotąd wszystko szkło po jego myśli'' <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że ci się podoba:) Mam nadzieję, że pozostałe opowiadania też przypadną Ci do gustu.
      Racja, autokorekta, już poprawiam;)

      Jednorożcowego wieczoru;))

      Usuń
  5. Skoro już wreszcie znalazłam czas i dorwałam się do twoich wpisów- czas napisać komentarz, nie? :D Bardzo mi się podobało (co prawda- ach ci Gryfoni, wiecznie wkurzający XD), świetnie przedstawiłaś Malfoya, całkiem, całkiem moja droga :*
    Pisz dalej- będę czytać
    ~Twoja najcudowniejsza, najwierniejsza, najwspanialsza, najukochańsza czytelniczka z najlepszego domu (Slytherinu jak wiadomo)
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro już się dorwałaś do tego bloga, to czekam z niecierpliwością na Twoje oryginalne, inspirujące i wenotwórcze komentarze:)
      Ale cieszę się, że Ci się spodobało, moja Ty naj-naj-naj-naj;)

      Usuń
  6. Jaki śliczny rysunek :D I super opowiadanie! Mam nadzieję, że będziesz kontynuować tą historię... Bo jest naprawdę wciągająca!
    I chyba powinnam się jakoś podpisywać, żeby przestać być anonimowym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przyjaciółka jest naprawdę utalentowana i powinna to wreszcie zrozumieć. [Do Niej:] Jeśli to czytasz, kochanie - widzisz, że nie tylko ja tak uważam;) <3
      Dziękuję! Kontynuować, powiadasz...? A nie wiem, w sumie zamierzałam to już zostawić. Jednak jeśli, to czy masz jakiś pomysł na to, jak dalej mogłaby się ta historia potoczyć?
      I chyba tak, może się jakoś podpisz, to przynajmniej będę wiedzieć, komu powinnam być tak wdzięczna;)
      Dziękuję raz jeszcze!

      Usuń
    2. To może się będę podpisywać po prostu jako Anonimowa, bo to najprostsze chyba :)
      Nie musisz dziękować, to ja dziękuję, że mam co czytać, i że nie jest to jeden z tych nudnych blogów ;) Pisz dalej!
      Anonimowa

      Usuń
    3. Super, przynajmniej będę wiedziała, że to Ty;)
      I cieszę się niezmiernie z tego, że nie uważasz mojej twórczości za nudną, oraz zapewniam, że pisać dalej będę, więc i Ty będziesz miała co czytać;))

      Usuń