Septimus Weasley miał 24 lata, gdy zostawił swoją narzeczoną w Wielkiej Brytanii i popłynął w długi rejs statkiem na drugi koniec planety.
To nie było
samolubne. Nie zrobił tego po to, by od niej uciec ani po to, by odwlec ślub,
ani dlatego, że po dwóch dekadach miał dość swojej rodziny.
To była wyprawa
badawcza. W tamtych czasach syreny, w przeciwieństwie do trytonów, były
istotami znanymi większości czarodziejów jedynie z legend, o mugolach nie
wspominając. Septimus chciał przysłużyć się magicznej społeczności i dowiedzieć
jak najwięcej o tych stworzeniach. Oczyma wyobraźni już widział artykuły w
gazetach i długie rozdziały w rozmaitych książkach poświęcone jego wielkim
odkryciom. Nie wiedział jeszcze co prawda, jakie to mają być odkrycia, ale był pewien,
że będą wielkie.
Był człowiekiem
młodym (najmłodszym z siedmiu braci - to stąd wzięło się jego imię), rudowłosym
i żądnym przygód. Szczególny pociąg czuł do morza. Nie zamierzał jak jego
rodzice i dziadkowie całego życia spędzić w jednym kraju. Świat stał przed
ludźmi otworem! Cóż za sens jest mieć możliwość poznawania go, a tego nie
robić?
Gdy więc pojawiła się szansa wzięcia udziału w takiej wyprawie, mężczyzna nie zastanawiał się długo. Powiadomił o swojej decyzji Cedrellę Black, którą po powrocie miał zamiar uczynić Cedrellą Weasley, rodzinę i przyjaciół, namówił dwóch braci (czwartego i szóstego w kolejności starszeństwa) do towarzyszenia mu, skontaktował się z czwórką swoich hogwarckich współlokatorów i zachęcił ich wszystkich do podróży. A pół roku później, żegnany przez lekko zaniepokojoną jego przyszłym losem narzeczoną, szesnastu członków rodziny oraz dwudziestu jeden bliższych lub dalszych znajomych, wsiadł na statek i zniknął z ich życia na dziewięć lat. Jedynym dowodem na to, że wciąż chodzi - i pływa - po tym świecie stały się wysyłane dość nieregularnie listy. Nie można go jednak za ten brak regularności winić, bo skąd wziąć sowę na pełnym morzu?
Jego wiara w
słuszność całego przedsięwzięcia została poważnie zachwiana już czterdzieści minut
po wypłynięciu z portu, gdy, przewieszony rzez burtę, dekorował powierzchnię
oceanu swoja treścią pokarmową. Na szczęście chorobę morską udało się szybko
wyleczyć mocnym eliksirem, którego duży zapas znajdował się pod opieką szefa
okrętowej kuchni, i jeszcze mocniejszą zawartością piersiówki jednego z
majtków.
W planach mieli
opłynięcie Afryki od południa, a następnie dłuższy postój na Półwyspie
Arabskim, podczas którego przygotują się do ominięcia szerokim łukiem krajów
azjatyckich, w szczególności Indii, z którymi czarodziejska część społeczności
Wielkiej Brytanii nie była w tamtym czasie w najlepszych stosunkach.
Posejdon czuwał. Podróż przebiegała bez zakłóceń, aż w końcu, z tygodniowym ledwie opóźnieniem, przybili do brzegu jednej z wysp.
Posejdon czuwał. Podróż przebiegała bez zakłóceń, aż w końcu, z tygodniowym ledwie opóźnieniem, przybili do brzegu jednej z wysp.
Septimus, który już podczas poprzednich postojów doświadczył słynnego "kołysania lądu", tym razem w ogóle nie zwrócił na nie uwagi. Był zbyt zaabsorbowany widokiem białej, piaszczystej plaży, soczyście zielonych kęp roślin, lazurowego błękitu morza... Pomyślał wtedy, że chciałby, aby Cedrella i jego dzieci też mieli okazje doświadczyć tego niesamowitego uczucia, uczucia odnalezienia swojego miejsca na ziemi. Nawet po wielu latach od powrotu do Anglii zdarzało mu się wzdychać tęsknie do tamtych dni.
Podzielili się
na grupy, przygotowali stanowiska obserwacyjne, oczyścili kompleks zaznaczonych
na mapie budynków, w których przyszło im mieszkać... I zaczęło się czekanie.
Czekanie trwało cztery
lata, osiem miesięcy i osiemnaście dni.
Gdy po upływie
tego czasu jeden z mężczyzn krzyknął, że widzi pod wodą ludzi z rybimi ogonami,
na wyspie zawrzało jak w kociołku, który zbyt długo stał na ogniu. Tylko dzięki
opanowaniu kapitana wszyscy badacze nie rzucili się od razu między fale. Wysłał
on do przybyłych istot dwuosobową delegację złożoną z najstarszego z trzech
braci Weasley i swojego najlepszego przyjaciela, a sam co tchu pobiegł po
pióro, pergamin i aparat.
Septimus i
pozostali członkowie wyprawy mogli tylko stać na plaży i obserwować, jak dwóch
szczęśliwców krzywi się, połykając skrzeloziele, a następnie w pośpiechu
nurkuje.
Syreny pojawiły
się niemal milę od brzegu, więc nie widać było, jak delegacja radzi sobie ze
zdobywaniem informacji. Ci, którzy pozostali na plaży, spędzili godzinę na
ożywionej dyskusji, a co odważniejsi - na planowaniu, co zrobią z pieniędzmi z
nagrody, którą na pewno otrzymają po tak wspaniałym odkryciu.
Ich miny
zrzedły, gdy dwóch przemoczonych nurków wyszło na piasek ze zmarszczonymi
czołami. Syreny nie dość, że przez pierwsze pół godziny konsekwentnie uciekały
od badaczy, to nie mówiły po angielsku (ani w żadnym innym znanym mężczyznom
języku), wydawały z siebie jedynie wysokie dźwięki kojarzące się raczej z mową
delfinów. Bardzo zainteresował je natomiast fakt, iż ludzie posiadają dwie
nogi, i zarówno przedstawiciele płci męskiej, jak i żeńskiej oglądali je z wielką
ciekawością. Nie udało się od nich uzyskać choćby najlichszej informacji, gdyż
nawet zaimprowizowany język migowy nie przypadł im do gustu.
Ale mimo to, droga Cedrello - pisał wieczorem Septimus w liście
do narzeczonej - obaj wydawali się
zadowoleni. Mówili, że syreny to istoty piękne i pełne wdzięku. I choć nie
obyło się bez drobnych złośliwości, takich jak usilne próby sprawdzenia, czy
spodnie i koszule naszych przyjaciół stanowią jedność z ich ciałem, na pewno
inteligentne. Nie obca jest im również praca zespołowa. Mój brat wspomniał, że
nawet nie zauważyli, gdy - ławica? stado? grupa? - syren licząca dwa tuziny
osobników otoczyła ich zwartym murem.
Dni mijały.
Teraz, po nawiązaniu pierwszego kontaktu, syreny pojawiały się niemal
codziennie - czasem dalej, czasem całkiem blisko brzegu. Wydawało się, że są
zainteresowane ludźmi w nie mniejszym stopniu, niż ludzie nimi.
Kapitanowi udało
się z nimi w pewnym stopniu porozumieć.
Pokazał on im (zabezpieczoną zaklęciem przed wodą) księgę, w której opis pod
starannym rysunkiem postaci bez twarzy, za to z rybim ogonem składał się z
jednego wielkiego znaku zapytania. To morscy ludzie zrozumieli – wkrótce zaczęli
przynosić biżuterię wykonaną przez ich jubilerów, narzędzia służące do uprawy
wodorostów, którymi się żywili, częściowo pokryte glonami kamienne tablice
pochodzące najwyraźniej sprzed dziesiątków lat… Kiedy jeden z marynarzy zranił
się podczas naprawiania szalupy, dali pokaz podwodnej medycyny.
Oddychali równie
swobodnie w wodzie, jak i poza nią, co bardzo ułatwiało kolejne spotkania.
Notesy
zapełniały się informacjami. Powoli powstawał słownik angielsko-syreni (okazało
się, że język, którego używają na lądzie, diametralnie różni się od pisków
wydawanych przez nich pod powierzchnią). Przyjaciel kapitana o imieniu Will
jako najlepszy rysownik miał pełne ręce roboty, szkicując syreny w każdym
możliwym miejscu.
Septimus był w
siódmym niebie. Ich wyprawa przynosiła więcej efektów, niż ktokolwiek mógłby
się spodziewać – był to okres, w którym jego rodzina otrzymywała od niego
najwięcej listów. Szczególnie zachwycony był, gdy pewnego dnia on i grupka
kilku jego bliższych kolegów zobaczyli z oddali potężną sylwetkę unoszącą się
nad falami. Długie, ciemne włosy i broda wpadały do oceanu. Słońce odbijało się
w ozdobie spoczywającej na głowie przybysza. Po kilkunastu sekundach postać
zanurzyła się i nie pokazała więcej.
Nikt nie miał
wątpliwości, że patrzyli na króla podwodnego świata. Tego wieczora przy ognisku
syreny potwierdziły to i częściowo opowiedziały, częściowo pokazały na migi
historię rodziny królewskiej.
Król Tryton był
sprawiedliwy i dobry. Rządził mądrze, a królestwo pod jego panowaniem
przeżywało swoje najpiękniejsze lata. Wiele lat temu pojął za żonę królową
Atenę, znaną ze swojego piękna i czystego głosu. Oboje kochali muzykę, ale
kiedy ona śpiewała… Powiadają, że nawet Nucące Jaskinie milkły, by jej nie
zagłuszać. Mieli sześć córeczek, bardzo wesołych i uwielbianych przez
wszystkich.
Septimus
przysłuchiwał się opowieści oczarowany. Ponieważ długo studiował notatki
marynarzy, a także spędzał dużo czasu w towarzystwie syren nauczył się ich
języka lepiej niż reszta jego przyjaciół.
Ze wszystkich
morskich ludzi najbardziej polubił Lolitę, młodą dziewczynę z jasnoróżowym
ogonem, oraz Miriusa i Februsa, braci bliźniaków o łuskach tak granatowych, że
prawie czarnych. Potrafili przesiadywać we czwórkę długie godziny na
przybrzeżnych skałach, śmiejąc się i opowiadając o miejscach, z których
pochodzą, a przede wszystkim ucząc się nawzajem swoich języków. Weasley jako
człowiek pojętny szybko uczył się słów i poprawnej wymowy, i z każdym dniem
zakochiwał się coraz bardziej w tym śpiewnym języku.
Gdy nie
przebywał ze swoimi rybimi przyjaciółmi ani nie ślęczał nad listami i księgami,
najczęściej spacerował na drugą część wyspy, na którą jego ludzcy znajomi nie
zapuszczali się zbyt często, i leżał tam na plaży lub unosił się na wodzie. I
marzył.
Marzył, że po
powrocie on i pozostali staną się sławni i bogaci. Że (choć nie było to zbyt
chwalebne) ich sukces utrze nosa małej Muriel, która otwarcie kpiła z niego i
jego nadziei.
Nieśmiało marzył
też, że pewnego dnia wsiądzie na statek razem z Cedrellą, całym ich dobytkiem i
- kto wie? - dziećmi i wróci na tę wyspę, by osiąść na niej na stałe. To tu,
nie w deszczowej Anglii czuł się jak w domu - i to to miejsce uważał za swój prawdziwy
dom już do końca życia.
Jednak pewnego
dnia coś się zmieniło.
Nie potrafiłby
powiedzieć, co kazało mu wstać z piasku i popłynąć na najbliższą skałę, ale
znalazłszy się tam, nie żałował tego, co zrobił. Na wynurzającej się wody stercie
głazów oddalonej o rzut kaflem odwrócona do niego plecami siedziała syrenia
kobieta – i śpiewała. Śpiewała tak pięknie, że Septimus natychmiast zapomniał o
całym świecie.
Nie wiedział,
ile czasu spędził na słuchaniu jej, ale w końcu zorientował się, że chmury
zabarwiają się na pomarańczowo. Westchnął cicho i ostrożnie, by nie narobić
hałasu, zsunął się ze skały. Jego ubranie na nowo nasiąkło wodą.
Być może syrena
jednak coś usłyszała, być może wyczuła ruch drobniutkich fal – dość, że
przerwała śpiew i odwróciła się w kierunku mężczyzny. Zaskoczenie na jej twarzy
szybko ustąpiło miejsca strachowi. Zanurkowała i zniknęła mu z oczu. Septimus
zdążył jednak dostrzec złoty diadem na jej rudobrązowych włosach.
Po tym zdarzeniu
młody Weasley wracał w to miejsce codziennie. Nikomu nie powiedział o tym, kogo
zobaczył. Miał przeczucie, że gdyby reszta marynarzy dowiedziała się, że
spotkał królową, ta nigdy by już się nie pojawiła.
Ku jego
rozczarowaniu nie pojawiała się i tak. Po wielu dniach, zdesperowany, zawołał w
języku syren:
- Pani, nie
lękaj się mnie! Przysięgam na brodę Pana Mórz, że cię nie skrzywdzę!
Morze było tego
popołudnia wyjątkowo ciche, a Septimus odniósł wrażenie, że pomarszczona tafla
wody wchłonęła jego słowa. Czekał na odpowiedź kilka dłużących się minut, aż w
końcu zniechęcony wrócił do swoich ludzkich przyjaciół wcześniej, niż zwykle.
Mimo
niepowodzenia następnego dnia znów przyszedł na plażę, a gdy spojrzał w
kierunku morza, zobaczył, że na „jego” skale siedzi ta sama syrena. Patrzyła na
niego.
Stanął jak
wryty. Pod wpływem jej przeszywającego, badającego wzroku nie mógł się ruszyć.
Ona jednak przymknęła oczy i zaczęła śpiewać, a mężczyzna usiadł i słuchał jej
do wieczora.
Tak minął
tydzień. Zawsze, gdy on przychodził na plażę, ona już tam była. Czekała, aż
zajmie miejsce w cieniu drzew i pozwalała, by jej towarzyszył (Septimus
wiedział, że to ona wyświadcza przysługę jemu, nie na odwrót), póki słońce nie
zanurzało się do połowy w oceanie. Wtedy przerywała, a on wiedział, że to
sygnał dla niego do odejścia.
Siódmego dnia, w
chwili między zmrużeniem przez nią powiek a otwarciem ust, odważył się odezwać.
- Witaj, królowo
Ateno – powiedział lekko drżącym głosem. – Bądź pozdrowiona i niech Pan Mórz ma
ciebie i twoją rodzinę w swojej opiece.
Wydawała się
zaskoczona tym, że bezbłędnie wypowiedział wymagane na królewskim dworze słowa
powitania. Septimus czekał z zapartym tchem.
- Witaj,
człowieku. Niech twój ogon nigdy cię nie zawiedzie, a twoje łuski rosną mocne.
Jednak to zrobiła.
Odpowiedziała zgodnie z etykietą, chociaż uśmiechnęła się, patrząc na jego
szorty i bose stopy. Głos miała mocny i dźwięczny również wtedy, gdy mówiła.
- Skąd znasz mój
język…
- Septimus.
Nazywam się Septimus Weasley, pani – pospieszył z informacją.
- Skąd znasz mój
język, Septimusie Weasley?
- Nauczyli mnie
go moi przyjaciele z twojego ludu, pani.
Był pewien, że
już to wiedziała. I rzeczywiście, nie wyglądała na zdziwioną. Zastanawiał się,
po co w ogóle w takim razie pytała?
- Ty i inni
ludzie jesteście tu już od dawna. Po co przybyliście?
Znów zadała
pytanie, na które na pewno znała już odpowiedź. Mężczyzna nie zamierzał się z
nią sprzeczać, zamiast tego opowiedział jak najbardziej szczegółowo o minionych
latach, od momentu, w którym zgłosił się na wyprawę.
Nie mówił zbyt
płynnie i z pewnością robił błędy, ale królowa słuchała go z cierpliwością. Gdy
skończył, zapytała o kolejną rzecz, i o jeszcze następną… Rozmawiali, póki
słońce nie dotknęło horyzontu. Wtedy wyprostowała się i powiedziała:
- Powinniśmy się
już rozstać, Septimusie Weasley.
- Jak sobie
życzysz, królowo. - Skłonił głowę, choć wcale nie miał ochoty przerywać
konwersacji. - Niech prądy morskie prowadzą cię bezpiecznie do domu.
- Niech twoje
domowe akwarium będzie zawsze pełne życia, Septimusie Weasley – uśmiechnęła się
do niego i zniknęła między falami.
Septimus
odszedł, czując dziwną pustkę w sercu.
Wkrótce jego znajomi
zaczęli zauważać, że znika gdzieś na całe dni. Wykręcał się od odpowiedzi
twierdząc, że uczy się tam, gdzie nikt mu nie przeszkadza, lub że z pomocą
skrzeloziela wyprawia się na podmorskie wycieczki. Prawdą była jednak inna -
choć nie do końca. Czas ten spędzał oczywiście w towarzystwie królowej Ateny,
ale dzięki rozmowom z nią jego znajomość języka syren ciągle się poprawiała, aż
pewnego dnia kobieta uznała, że zna go już na tyle dobrze, że zaproponowała mu
wyprawę do jej królestwa.
To było dla
młodego badacza niesamowite przeżycie. Dzięki prostemu zaklęciu tworzącemu
iluzję innym mieszkańcom podwodnego świata wydawało się, że ma ogon. Te
wycieczki szybko stały się dla nich codziennością.
W tym okresie
Septimus niemal nie pisał listów. Zwyczajnie nie miał na to czasu... ani
ochoty. Prawda była taka, że zaczął czuć do królowej coś więcej - i nie
wiedział, jak się przed tym bronić. Nie chciał wiedzieć.
Gdy więc pewnego
dnia znaleźli się sami w komnatach królowej, żadne z nich nie starało się
powstrzymać drugiego. Wspominając po latach tamte chwile, mężczyzna
jednocześnie żałował, że czekali tak długo, i czuł się źle z powodu zdradzenia
narzeczonej. Jednakże…
Dzień później
Atena czekała na próżno. Weasley nie pojawił się. Za to następnego ranka
przybiegł na ich plażę już o wschodzie słońca, ale zdenerwowany i z niepewną
miną.
Odpływają.
Przeprasza, że nie powiedział jej o tym wcześniej. Ma tylko nadzieję, że nie
będzie go winiła za tamten incydent. Rok spędzony z nią był naprawdę najlepszym
czasem w jego życiu…
Nie wierzyła w
to, co słyszy. Przy słowie „incydent” zacisnęła zęby. Widział jej szok, gniew,
a w końcu stłumiony ból. Przybrała na twarz maskę, którą czasem dostrzegał
podczas jej rozmów z mniej lubianymi osobami.
Skinęła głową w
jego stronę.
- Niech prądy
morskie prowadzą cię bezpiecznie do domu, Septimusie Weasley.
Ten oficjalny
ton go bolał. Nie chciał się z nią rozstawać w ten sposób, ale nie miał już
wyjścia.
- A… Królowo.
Niech twoje domowe akwarium będzie zawsze pełne życia.
Odwrócił się. Od
kępy drzew dzieliło go jakieś trzydzieści stóp. Gdy wszedł na trawę, ostatni raz
spojrzał przez ramię. Syrenia królowa siedziała na szczycie skały, z której on
po raz pierwszy ją zobaczył. Patrzyła w stronę horyzontu – teraz już wiedział,
że to tam znajduje się jej dom – a wschodzące słońce odbijało się w jej
koronie.
Wiele, wiele lat
później patrzył z rozrzewnieniem na swojego dorosłego już, ale w głębi duszy
wciąż trochę dziecinnego syna. Z pewnością po nim Artur Weasley odziedziczył tę
chęć poznawania wszystkiego. Nie miał z tego powodu łatwo wśród rówieśników, a
nawet ukochanej Molly i dzieci, ale może czułby się lepiej ze świadomością, że
gdzieś tam, w ciepłych, australijskich wodach, żyje rudowłosa syrenka niewiele
starsza od niego, niepamiętająca już starego człowieka machającego różdżką nad
jej nogami, by zmienić je w ogon, i marząca o wielkim Świecie Nad Wodą? Syrenka
równie ciekawa świata jak on, syrenka wychowująca się bez matki, którą Septimus
wciąż wspominał z głębokim żalem? Syrenka, która prawdopodobnie byłaby
najlepszą przyjaciółką Artura, która świetne by go rozumiała?
Czy gdyby Artur
Weasley i jego ojciec wiedzieli o istnieniu Ariel, czuliby się szczęśliwsi?
Ojej... świetne :D Podobał mi się opis wyspy, syren, wycieczek... wszystkiego. Od dzisiaj czekam na dalsze opowiadania, a jutro zabiorę się za resztę :D Weny!! :*
OdpowiedzUsuńBtw. Jeśli lubisz Dary Anioła, to zapraszam xd
http://nueva-angel.blogspot.com/
Dziękuję, właśnie o te moje opisy najbardziej się boję;)
UsuńWpadnę z miłą chęcią.
Opisy są świetne, nie musisz się o nie martwić :D To raczej ja muszę, ponieważ czasami moje wypowiedzi są...nieskładne (na innym blogu xd). W każdym razie poprawiam to, a od dzisiaj będę się uczyć od Ciebie, co Ty na to? xD :D
UsuńJeśli uważasz, że moje są bardzo dobre, to ja jestem bardzo szczęśliwa:) I wyznaję zasadę, że każdy powinien się uczyć od każdego (chociażby tego, czego NIE robić), więc korzystaj z mojej radosnej twórczości, ja będę korzystać z Twojej, obie będziemy korzystać z innych, i miejmy nadzieję, że nasze opowiadania będą coraz lepsze;)
UsuńOjejku!
OdpowiedzUsuńJest to opowiadanie, którego tytuł najbardziej mnie zaciekawił, więc zostawiłam go sobie na koniec. No i prawidłowo :)
Pomysł podoba mi się bardzo :)
Fajnie nawiązałaś do siedmiu braci :) Spodobało mi się to.
Kurczaczki, no kto by pomyślał, że Arielka to siostra Artura? No kto by pomyślał... Fajne, fajne i oryginalne przede wszystkim :)
I rzeczywiście, podobieństwa można znaleźć :)
No wszystko mi się tutaj podobało!
Pozdrowionka,
Bianka :)
Gdy zobaczyłam ten obrazek, doszłam do wniosku, że to po prostu musi być prawda. Za wiele tych podobieństw:D
UsuńPrzegrzebałam pół HPwiki w poszukiwaniu ojca Artura W. (i znalazłam!), to stąd siedmiu braci. Staram się trzymać kanonu... No chyba, że specjalnie piszę coś niekanonicznego. A wtedy puszczam wodze fantazji;)
Bardzo się cieszę, że tak Ci się podoba:)
To jest jedno z najbardziej pomysłowych opowiadań, jakie czytałam :D Chyba mało kto by wpadł na takie pomieszanie fandomów- Disney, mitologia i Harry, jeśli nie jesteś geniuszem to ja nie wiem... Możesz jeszcze zrobić jakieś takie opowiadanie w tym stylu? Na przykład połączyć Alladyna z mitologią egipską, albo wysłać krasnali na Igrzyska? albo może coś lepszego, bo ja tak kreatywna nie jestem :)
OdpowiedzUsuńAnonimowa
Niestety, tutaj muszę sprostować: kanoniczna matka Ariel, a żona Trytona, miała na imię Atena. Występuje w prequelu do Małej Syrenki. Połączyłam tylko dwa fandomy;)
UsuńHej, te propozycje naprawdę mi się podobają. Aladyn i Egipcjanie? Muszę znaleźć egipskiego odpowiednika Hermesa;D Krasnoludy na Igrzyskach też pomysłowe, już je sobie wyobrażam, gdy biegają po arenie i naparzają się toporami! <3
Jeśli masz jeszcze jakieś pomysły - pisz koniecznie, teraz akurat już coś powstaje, ale kto wie, jakie będzie następne opowiadanie...
Serio jej matka miała na imię Atena? Nie wiedziałam... Chyba muszę jeszcze raz obejrzeć małą syrenkę :)
UsuńA w egipskiej wersji kimś na wzór Hermesa był Thot :D
Anonimowa