Wyzwanie to powstało z połączenia obrazka znalezionego w necie i mojej inwencji twórczej.
Stwierdziłam po prostu, że pierwszego dnia wezmę pierwsze zdanie z pierwszego rozdziału pierwszej książki stojącej na mojej półce, drugiego jedynki zamienię na dwójki, trzeciego na trójki... i tak dalej. Zobaczymy, jak długo.
almaboheme.blogspot.com
W sumie nie za bardzo wiem, co mi chodziło po głowie, gdy to pisałam. Na pewno ma to coś z fanfiction - nazwa i adres bloga zobowiązują - ale jednocześnie mało je przypomina. Nie, nie ma nic wspólnego ze mną ani z żadnym z moich znajomych. Nie, nie przyświecał mi żaden szczytny cel w stylu "O pogodzeniu się ze stratą", "O dzieciństwie" czy "O zmianach w życiu i jak radzą sobie z nimi dzieci". Jeśli mam być szczera, nie mam zielonego pojęcia, jaki był mój cel - jeśli w ogóle jakiś był.
Cytat pochodzi z książki "Paryż", której autorem jest Edward Rutherfurd. Tłumaczenie: Agnieszka Mitraszewska, rok wydania: 2014. Wydawnictwo Czarna Owca.
(Wybaczcie mi, że nie jest to tak na prawdę pierwsze zdanie z tej książki, ale chyba nie dałabym rady wymyślić nic do słów: "Pierwszy zwrócił uwagę na potencjał miejsca, w którym osiedlili się skromni Paryzjowie, Juliusz Cezar". Zdanie o trzyletnim chłopcu jest pierwszym zdaniem nie napisanym kursywą. I tego się trzymajmy;) )
Chłopczyk miał zaledwie trzy latka.
Miał też jasne włosy i ulubioną zabawkę. Zabawką tą był czerwony
wyścigowy samochodzik, błyszczący i przyciągający uwagę samym wyglądem. Do tego
zdalnie sterowany. Dla trzylatka pojazd, który poruszał się sam, bez jego
pomocy, był niemal magiczny – i mało ważny był fakt, że kierował nim jego tata.
Samochód jeździł sam, to się liczyło. Naprawdę niesamowita rzecz.
Trzy lata później chłopczyk miał sześć lat, a jego
siostrzyczka dwa. Przyszli na świat tego samego dnia i miesiąca. Dla niego było
to coś niezwykłego, ją natomiast mało obchodziło. Dwulatce można jednak tę
ignorancję wybaczyć.
W międzyczasie samochodzik zdążył parokrotnie wpaść do
pobliskiej rzeczki i parokrotnie zostać zakopanym w ogródku przez psa. Nawet
więcej niż parokrotnie trzeba było wymieniać w nim baterie. Ponieważ czerwony
lakier nie był już tak błyszczący jak kiedyś, chłopiec przemalował samochód
kolejno na niebiesko (farbą plakatową), zielono (farbą do drewna), czarno (markerem
do płyt) i znów na czerwono (maminym lakierem do paznokci). Za każdym razem
rodzice zauważali zmianę już po fakcie. Pozostawało im tylko posprzątać po
pracy synka.
Trzy lata później chłopczyk miał dziewięć lat, jego siostrzyczka
pięć, a niedługo miał pojawić się też braciszek. Samochodzik, dzięki staraniom
taty, wciąż działał i służył obojgu dzieciom. Chłopczyk powoli oswajał się z
myślą, że za kilkanaście miesięcy pojawi się kolejna osóbka chętna do zabawy
nim. Nie miał z tym jednak problemu, bo rodzice wychowali go na miłego i pomocnego
brzdąca. Był lubiany przez rówieśników, jednak wszyscy wiedzieli, że samochód zarezerwowany
jest jedynie dla niego i jego siostry.
Trzy lata później chłopczyk miał dwanaście lat, a jego
siostrzyczka osiem.
Samochodzik kurzył się w zapomnianym kącie strychu.
Chłopiec dowiedział się, że jego zabawka wcale nie była
magiczna. Zdecydowanie nie umywała się do latania na miotle, kołatki, na której
pytanie trzeba było odpowiedzieć, jeśli chciało się wejść do Pokoju Wspólnego
czy surowej nauczycielki transmutacji potrafiącej zmieniać się w kota.
Miał teraz prawdziwie magiczne zabawki, takie jak
czarodziejskie szachy, które same przesuwały się po szachownicy. Jego rodzice
byli zachwyceni umiejętnościami synka, a siostra z trudem powstrzymywała się,
by nie zacząć opowiadać o szkole brata swoim koleżankom. Dziewczynka miała
nadzieję, że za kolejne trzy lata okaże się, iż ona też posiada magiczne
zdolności i będzie mogła razem z nim chodzić na te wszystkie niesamowite
lekcje, o wiele bardziej interesujące niż matematyka czy biologia.
Brat przywoził do domu czekoladowe żaby, samopiszące pióra i
zdjęcia, na których postacie naprawdę się poruszały. Oczywiście rodzeństwo
bawiło się też zwykłymi zabawkami, ale były one o wiele mniej ciekawe niż na
przykład gryzące freesbee.
Chłopiec żył jednocześnie w dwóch światach, jednak wiedział,
do którego tak naprawdę przynależał. Żałował tylko, że nawet cała magia tego
drugiego świata nie mogła cofnąć czasu i zapobiec okrutnemu zrządzeniu losu,
przez które on i siostra byli jedynymi dziećmi w rodzinie, a mama, mimo upływu
lat, wciąż nie do końca potrafiła się pozbierać.
Trzydzieści lat później chłopczyk miał czterdzieści dwa
lata, jego siostrzyczka trzydzieści osiem, a tata starał się pogodzić ze
stratą.
Podczas sprzątania domu przed pogrzebem mężczyzna, niegdyś
będący chłopcem, w jednej z najbardziej zaniedbanych części strychu znalazł
czerwony samochodzik. W pierwszej chwili chciał po prostu wrzucić go do worka
razem z innymi śmieciami, ale potem przyszły wspomnienia. Wspomnienia, przez
które osunął się na kolana i pustym wzrokiem wpatrywał się w znalezisko.
Wspomnienie pierwsze: Kieruje
pojazdem, a jego dwuletnia siostra piszczy z uciechy.
Wspomnienie drugie: Mama
beszta go za zużycie całego flakonika drogiego lakieru.
Wspomnienie trzecie: Leżąc
już w łóżku w nowej szkole orientuje się, że tak naprawdę nie ma pojęcia, gdzie
zabawka się znajduje.
Wspomnienie czwarte: Razem
z rodzicami i siostrą oglądają karty z czekoladowych żab, nikt nawet nie
wspomina o czerwonym samochodziku.
Wspomnienie piąte: Mama
i tata kupują nowy, piękny samochód znanej marki. Jest bardzo czerwony, bardzo
błyszczący i bardzo podoba się wszystkim.
Wspomnienie szóste: Niegdyś
piękny, podziwiany przez wiele osób samochód stoi pod ich domem. Przednia część
od strony pasażera jest niemal zmiażdżona, lewego lusterka nie ma, obie lewe
szyby są wybite, puste poduszki powietrzne wyglądają trochę jak duchy z
mugolskich opowieści.
Mężczyzna znów jest chłopcem.
Bierze rozedrgany oddech. Wkłada zabawkę wraz z pilotem do
jakiejś torby i, nic nikomu nie mówiąc, idzie nad rzeczkę i ciska pakunek w sam
jej środek.
Potem wraca do domu i dalej pomaga w opróżnianiu
pomieszczeń.
Nie wie, który raz samochodzik wylądował w tej rzece, ale ma
pewność, że tym razem nikt go z niej nie wyciągnie.
Jakie urocze opowiadanie. Czytałam z zapartym tchem! Bardzo mi się podoba :D świetne opisy i wspomnienia, no i pomysł genialny...
OdpowiedzUsuńAnonimowa
Cieszę się bardzo, że Ci się spodobało ^^
UsuńDziękuję!