Tak, to dokładnie to, o czym myślicie: siódmy (i ostatni) dzień wyzwania:))
Jak zwykle pominęłam resztę poprzedniej serii i wzięłam się od razu za kolejną. Dziś przed Wami zdanie z "Czerwonej piramidy" Ricka Riordana. (Czy on naprawdę nie ma co robić? Zaraz koło Kronik Rodu Kane stoi jeszcze Magnus Chase. Wujek zapchał mi ponad pół półki.)
Dziś podsłuchamy końcówkę narady prowadzonej w Wielkim Domu, na której znani nam herosi i centaur będą się zastanawiać, czy... A, zobaczycie sami:P
Wskazana jest znajomość opowiadania pt. "Syn Sobka".
I przypominam, że Magnus jest kuzynem Annabeth;)
Prawdopodobnie kolejność zdarzeń nie jest poprawna, ale na potrzeby miniaturki przyjmijmy, że wszystko potoczyło się właśnie tak, dobrze?:)
Enjoy!
almaboheme.blogspot.com
Egipscy bogowie istnieją.
Zaskoczeni? Ja nie bardzo.
To znaczy, byłam trochę zdziwiona, gdy to usłyszałam. Ale
moje życie jest już na tyle pokręcone, że informacja o istnieniu kolejnych
postaci z mitów po prostu nie zrobiła na mnie większego wrażenia.
Najpierw okazało się, że grecka bogini jest moja matką.
Potem, że na dodatek występuje również w swojej rzymskiej formie, podobnie jak
cała reszta jej rodzeństwa. Potem, że kuzyn mojej przyjaciółki ma coś wspólnego
ze skandynawskimi bogami.
Tak więc teraz, gdy Percy wrócił do Obozu tuż po tym, jak
prawdopodobnie uratował życie Carterowi, magowi egipskiemu, po prostu
stwierdziłam, że mnie to przerasta i już zawsze będę tylko przytakiwać - nie ważne, co jeszcze usłyszę. Historii o
zerwaniu zawieszki olbrzymiemu krokodylowi i niewidzialnym hieroglifie
namalowanym na nadgarstku Percy’ego i tak nic nie pobije.
To Annabeth domyśliła się, że tamten nieznajomy chłopak ma
coś wspólnego z Egipcjanami. Syn Posejdona wspomniał o tym, że Carter wymienił
imię Sobka, a ona przypomniała sobie, że był to jeden z bogów kraju piramid.
- Pipes?
Patrzę na Hazel.
- Co o tym myślisz?
- Co myślę o czym? – Mrugam. No tak, odpłynęłam.
- Uważasz, że powinniśmy mówić reszcie o Carterze? O bogach
egipskich? – powtarza Percy.
Kręcę głową, jeszcze zanim skończył zadawać pytanie.
- Nie. Tak samo, jak nie powiedzieliśmy im o Magnusie. Będą
się zastanawiać, martwić, może bać o kolejny koniec świata. Nie mówmy im.
Pilnuję, by nie zacząć używać czaromowy. Jeśli mimo wszystko
chcą powiadomić o tym resztę półbogów, nie będę się sprzeciwiać.
Spoglądam na pozostałe osoby zgromadzone wokół stołu do
ping-ponga w sali rekreacyjnej Wielkiego Domu. Koło mnie Percy i Annabeth milcząco
dochodzą do porozumienia, dalej gładzi się po bródce Chejron, obok którego w
powietrzu unosi się mgielne okienko ukazujące zaaferowanego Franka,
przygryzającą wargę Hazel i marszczącą czoło Reynę. Zadzwoniliśmy do nich za
pomocą iryfonu zaraz po zebraniu się w tym pomieszczeniu.
Niedaleko nich, a jednocześnie najbliżej drzwi stoi Nico. Po
jego lewej, a mojej prawej stronie Jason stuka palcami w blat stołu.
Widać, że pozostali też zdążyli podjąć już decyzję.
Percy i Annabeth podzielają moje zdanie, podobnie jak Reyna,
tłumacząca swoje zdanie spokojnym, ale stanowczym głosem. Z wdzięcznością
patrzę na dziewczyny. Wiem, że rozumiemy się bez słów.
Frank przepraszająco zerka na swoją dziewczynę i popiera
naszą czwórkę.
Hazel przygląda się z uwagą swojemu bratu i uśmiecha się,
gdy ten cicho mówi, że powinniśmy powiadomić resztę. Nie podaje powodu; robi
jego siostra, patrząc błagalnie na Jasona i wyrzucając z siebie słowa z
prędkością światła.
- Nie powinniśmy tego przed nimi ukrywać. Przeszli tyle
samo, co my, zasługują na prawdę. Lepiej, aby wiedzieli, mają prawo do poznania
całej historii, do bycia przygotowanymi…
- Na co twoim zdaniem mają być przygotowani? – Percy wchodzi
jej w słowo. – Nie wydaje mi się, aby oni też mieli problem z ciągłymi końcami
świata. Przynajmniej nic o tym nie słyszeliśmy.
- Ale powinni
wiedzieć. Nie możemy tego przed nimi ukrywać, to nie jest sprawiedliwe w
stosunku do nich.
- Hazel… - odzywa się Annabeth. – Niedawno skończyła się wojna
z Gają. Moim zdaniem czas, aby herosi odpoczęli. Przynajmniej przez chwilę.
Powiemy im… - zawiesza głos. – Ale później. Kiedyś.
- Ja zgadzam się z Hazel
– mówi Jason po chwili. – Niech wiedzą.
Wszyscy patrzymy na Chejrona. Co prawda na „nie” jest pięć
osób, a na „tak” trzy, ale jego głos i tak jest decydujący.
Przez parę sekund panuje cisza.
- Nie – postanawia centaur, a ja oddycham z ulgą. – Nie, bo
uważam, że ty – tu zwraca się do syna Posejdona - i Carter mieliście rację. Ktokolwiek wypuścił
krokodyla, prawdopodobnie miał nadzieję, że się spotkacie i wyniknie z tego coś
niedobrego. Owszem, poznaliście się, ale na razie nic się nie stało. Wolę
jednak nie kusić losu. To wydarzenie ma pozostać tajemnicą, przynajmniej do
czasu, aż okaże się, kto za nim stoi i czego chciał.
- Lub dopóki nie trzeba będzie wzywać tego chłopaka, by
pomógł nam w walce – mruczy córka Plutona.
Nico wygląda, jakby chciał coś
powiedzieć, ale ostatecznie rezygnuje.
- Zebranie uważam za zakończone – mówi głośniej centaur.
Po kolei wychodzimy z sali, składając tym samym przysięgę
milczenia – i mając nadzieję, że tajemniczy symbol na nadgarstku Percy’ego
nigdy nie okaże się potrzebny.
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że nie czytałam jeszcze Magnusa... Aaaaaaa!
Chyba wiesz, co myślę o opowiadaniu :) Najbardziej podobała mi się ta pierwsza część, w której mówiła, że nic jej już nie zdziwi. Miałam kiedyś podobnego rodzaju przemyślenia i nawet gdzieś to zapisałam :)
To przykre, że mamy ostatni dzień z writing challenge :( Teraz pewnie opowiadanie będą dodawane rzadziej... Ale pewnie będą dłuższe!
Czekam na następne opowiadania!
Pozdrowionka,
Bianka :)
Będą rzadziej, niestety, ale będą też dłuższe:) Trzymaj tylko kciuki, aby nie ogarnęło mnie lenistwo i aby kolejny post nie pojawił się za miesiąc;P
UsuńSądzę, że takie przemyślenia snuło już wiele osób, ale do zmęczonej nadmiarem informacji Pipes pasowały mi świetnie.
Dziękuję Ci bardzo za Twoją niezłomność w komentowaniu mojej twórczości i do napisania!:)