sobota, 6 lutego 2016

7-7-7 Writing challenge #6



Znowu pozwoliłam sobie pominąć resztę książek z serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy", przechodząc od razu do "Zagubionego herosa" - również Ricka Riordana.

Odkrywam w sobie miłość do OC i zakończeń pozostawiających Czytelników (i mnie przy okazji też) z mnóstwem pytań:D

Enjoy!

PS Obawiam się, że do zrozumienia tej miniaturki niezbędna jest znajomość opowiadania pt. "Percy Jackson i skradziony rydwan".





almaboheme.blogspot.com




Znowu ten Percy Jackson, zaginiony chłopak Annabeth. Jestem w Obozie od paru godzin i już słyszałam jego imię częściej niż moje własne.


- … i od tego czasu domek numer trzy stoi pusty. No, nie licząc tej jego biednej dziewczyny, która codziennie przychodzi tam i przez iryfon rozmawia z jego mamą.


On zdobył Złote Runo, on pokonał Kronosa, dzięki niemu w Obozie są domki dla dzieci pomniejszych bóstw. Dzięki niemu te dzieci nie są pomijane.


Dzięki niemu dowiedziałam się o moim pochodzeniu.


To trochę dziwne uczucie, zawdzięczać to zupełnie nieznajomemu chłopakowi. Wolę jednak czuć się dziwnie w Obozie niż nie mieć o niczym pojęcia w Północnej Karolinie, jak to było jeszcze parę dni temu.


Tutaj wszystko jest takie… niezwykłe, a jednocześnie zupełnie zwyczajne. Nastolatkowie walczą ze sobą na arenie, najady plotą koszyczki, siedząc pod wodą, satyrowie ścigają nimfy między drzewami. Te wszystkie rzeczy są traktowane jak coś oczywistego, jakby każdy tutaj uważał, że tak właśnie powinno być. Że to świat poza Obozem jest nienormalny.


Gdy przeszłam obok sosny Thalii (tak, Percy Jackson ma związek nawet z tym drzewem), poczułam się trochę tak, jakbym znowu była w Grecji, ale nie tej samej, którą zwiedzałam z mamą i bratem. Obóz jest pod tym względem nie do opisania: niby mieszkają w nim dzieciaki z naszego, dwudziestego pierwszego wieku, zachowujące się (no, wykluczając wymachiwanie śmiertelną bronią na prawo i lewo) jak ich rówieśnicy w każdej innej części Stanów, ale jednocześnie panuje tu atmosfera przywodząca na myśl czasy starożytności. Kompletne pomieszanie skrajnie różnych kultur, które jednak współgrają ze sobą i przenikają się w niewyobrażalnie harmonijny sposób.


Mogłabym nigdy stąd nie wyjeżdżać.


Mówię to Lucy. Chichocze.


- Wiem, wiem. – Uśmiecha się do mnie. – Każdy się tak czuje na początku.


Wydaje mi się, że nie każdy w takim stopniu jak ja. Zawsze miałam wrażenie, że jestem bardziej wyczulona na atmosferę panującą w danym miejscu, nie mówiąc już o tym, że często podświadomie wiem, czego boi się jakaś osoba. I tak już po jednym spojrzeniu na blondwłosą Lucy zdaję sobie sprawę z tego, że wystarczyłoby trochę zbyt duże ognisko, by ta wesoła dziewczyna w ułamku sekundy znalazła się dwadzieścia metrów dalej.


Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby okazała się córką Hefajstosa. To po prostu niemożliwe. Wręcz idealnie pasuje do domku Demeter.


To ona powitała mnie jako pierwsza. Ledwo zdążyłam wysiąść z tej przerażającej taksówki prowadzonej przez trzy przerażające kobiety, która zresztą natychmiast rozpłynęła się w powietrzu, gdy podbiegła do mnie z promiennym uśmiechem i od razu zaczęła dopytywać się, czy wszystko w porządku i pomstować na osobę, która wysłała po mnie Rydwan Nienawiści. Szczerze mówiąc, mogłam żyć bez znajomości tej nazwy.


Jedno jest pewne – podróży na Long Island nie zapomnę do końca życia.


Głos Lucy wyrywa mnie ze wspomnień.


- Ściemnia się, niedługo kolacja. Na niej przedstawisz się i byś może zostaniesz uznana.


- Być może? – powtarzam.


- To nie jest pewne. – Przygryza wargę. – Ale nie martw się, od kiedy bogowie złożyli tę przysięgę, o której ci mówiłam, każdy półbóg zostaje uznany. Jeśli nie dziś, to na pewno w najbliższym czasie.


Prawda jest taka, że zdążyła podać mi chyba wszystkie ważne informacje oraz opisać część osób mieszkających w Obozie tak dokładnie, że mam wrażenie, że znam je od zawsze. To też nieco przerażające.


Zgodnie z jej sugestią kierujemy się do jadalni. Osoby, które mijamy po drodze, przypatrują mi się z uwagą, przez co czuję się jak jakiś okaz w zoo. W pierwszym odruchu kulę się, ale potem decyduję się odpowiadać patrzeniem prosto w ich oczy. Bardzo szybko to oni zaczynają unikać mojego wzroku.


W końcu docieramy na miejsce. Lucy prowadzi mnie do dużego stołu, przy którym siedzi mężczyzna ubrany w hawajską koszulę – już wiem, że to sam Dionizos, bóg wina zesłany tu za karę – i stoi Chejron. Podczas naszego pierwszego spotkania myślałam, że coś stało mi się z głową, dopiero po chwili zrozumiałam, że człowiek, na którego patrzę, naprawdę jest w połowie białym koniem. W świetle wszystkiego, co zobaczyłam przez ostatnią godzinę, nie wydaje mi się to takie dziwne.


Blondynka macha mi na pożegnanie i siada razem z resztą swojego rodzeństwa kilkanaście metrów dalej. Stoję sama, czując na sobie coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. W końcu centaur stuka kopytem w posadzkę i wszystkie rozmowy cichną. Uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.


- Dziś dołączyła do nas kolejna półbogini – zaczyna. – Przyjmijcie ją ciepło i starajcie się pomagać, pamiętajcie też, że jest równie zagubiona, co każdy z was na początku. Nie chciałbym, aby ktokolwiek jej dokuczał. – Tu zerka na grupę nastolatków, w oczach których płoną złośliwe iskierki. U szczytu ich stołu siedzi dziewczyna z czerwoną bandaną na głowie.


Chejron patrzy na mnie i orientuję się, że moja kolej na przedstawienie się.


- Tak… - odchrząkuję. – Nazywam się Elisabeth, ale mówcie mi Lizzie. Mam czternaście lat, pochodzę z Północnej Karoliny. Mam brata. Lubię pająki i takie małe słodkie kotki… - Słyszę stłumiony chichot i, wzorem reszty obozowiczów, patrzę w stronę grupki jasnowłosego rodzeństwa o szarych oczach. Po chwili mówię dalej: – a także muzykę. Ee… mam dysleksję? – Zastanawiam się, co jeszcze mogę powiedzieć.


- Czym jesteś dzieckiem? – woła ktoś.


- Nie wiem… - Czuję, że ludzi ogarnia zniechęcenie, więc szybko kończę: - Ale jakiś czas temu w moim domu pojawił się pewien mężczyzna. Wyglądał jak motocyklista, ale zamiast oczu miał płomienie. – Teraz wszyscy wydają się zaciekawieni. Dziewczyna z czerwoną chustką prostuje się na krześle.


Zerkam na Chejrona. Mówiłam mu to już wcześniej, teraz widzę w jego oczach przyzwolenie na opowiedzenie całej historii też reszcie obozowiczów.


- Powiedział, że jest moim ojcem, ale że nie chce mi psuć niespodzianki i mówić, kim jest… Powiedział też, że jedna z jego śmiertelnych sióstr spotkała go już wcześniej i na pewno domyśli się, że to o niego chodzi.


Nastolatkowie patrzą po sobie ze zdumieniem. Jedynym wyjątkiem jest ta dziewczyna z bandaną. Wpatruje się w swój talerz, a dłoń ma mocno zaciśniętą na nożu.


Jadalnię wypełniają głosy. Wszyscy zastanawiają się, kto może być tym tajemniczym mężczyzną, najczęściej pada imię Aresa. Nie nastraja mnie to optymistycznie. Nigdy nie byłam brutalna, wręcz gardzę przemocą. Na samą myśl o tym, że mogłabym być spokrewniona z bogiem wojny, robi mi się niedobrze.


W chwili, w której o tym myślę, w stołówce zapada cisza. Rozglądam się ze zdumieniem. Wszyscy wpatrują się w coś nade mną, więc i ja podnoszę głowę. W powietrzu unoszą się trzy symbole: rydwan, trójząb i jakiś ptak, chyba gołąb.


Czuję bardzo silną falę strachu i automatycznie patrzę w stronę, z której napływa.


Nóż wypadł z ręki tamtej dziewczyny. Jest bardzo blada.


Symbole gasną. Całe pomieszczenie jest przesycone zdziwieniem i niezrozumieniem.


Znów się rozglądam i widzę, że Chejron także wpatruje się w brązowowłosą dziewczynę. Skupiam się tylko na tej dwójce, starając się ignorować spojrzenie zmrużonych oczu Pana D.


- Clarisse – odzywa się centaur. Dziewczyna unosi głowę i przełyka ślinę. W następnej sekundzie po strachu nie ma śladu, zostaje dokładnie przysłonięty maską całkowitego opanowania.


- Clarisse, czy chciałabyś nam coś powiedzieć?


Wszystkie spojrzenia kierują się na nią. Przygląda mi się i otwiera usta.


- To Fobos jest twoim ojcem, dziewczyno. Nie zazdroszczę.

2 komentarze:

  1. Hej, hej!
    Tak, to znowu ja :)
    Oho! Jakie zakończenie! Być córką Fobosa... Przecież to jest bóg strachu! Początkowo też myślałam, że chodzi o Aresa. A tutaj jego syn! To dlatego opis był taki podobny!
    To dlatego wyczuwała, czego ludzie się boją. Jaka moc! Tyle można z takimi umiejętnościami zdziałać... Wow!
    Ha i tutaj też bym poczytała więcej. Historia tej dziewczyny mogłaby być bardzo ciekawa.
    Kurczaczki, jak ja lubię, jak ty piszesz :) Bardzo mi się podoba ;)
    Już się nie mogę doczekać, co będzie jutro!
    Pozdrowionka,
    Bianka
    Ps.: Odpowiedziałam na twój komentarz u mnie i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś znalazła czas na sprawdzanie rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że tę historię na pewno będę kontynuować. Muszę jeszcze pomyśleć nad tym, co tak właściwie ma się wydarzyć, aby było godne opisania, ale chcę to jakoś rozwinąć;)
      Dziękuję Ci bardzo, Twoje komentarze są cudowne:D
      Miłego dnia życzę:)

      Usuń