Znowu pozwoliłam sobie pominąć resztę książek z serii "Percy Jackson i bogowie olimpijscy", przechodząc od razu do "Zagubionego herosa" - również Ricka Riordana.
Odkrywam w sobie miłość do OC i zakończeń pozostawiających Czytelników (i mnie przy okazji też) z mnóstwem pytań:D
Enjoy!
PS Obawiam się, że do zrozumienia tej miniaturki niezbędna jest znajomość opowiadania pt. "Percy Jackson i skradziony rydwan".
almaboheme.blogspot.com
Znowu ten Percy Jackson, zaginiony chłopak Annabeth. Jestem
w Obozie od paru godzin i już słyszałam jego imię częściej niż moje własne.
- … i od tego czasu domek numer trzy stoi pusty. No, nie
licząc tej jego biednej dziewczyny, która codziennie przychodzi tam i przez iryfon
rozmawia z jego mamą.
On zdobył Złote Runo, on pokonał Kronosa, dzięki niemu w
Obozie są domki dla dzieci pomniejszych bóstw. Dzięki niemu te dzieci nie są pomijane.
Dzięki niemu dowiedziałam się o moim pochodzeniu.
To trochę dziwne uczucie, zawdzięczać to zupełnie
nieznajomemu chłopakowi. Wolę jednak czuć się dziwnie w Obozie niż nie mieć o
niczym pojęcia w Północnej Karolinie, jak to było jeszcze parę dni temu.
Tutaj wszystko jest takie… niezwykłe, a jednocześnie
zupełnie zwyczajne. Nastolatkowie walczą ze sobą na arenie, najady plotą
koszyczki, siedząc pod wodą, satyrowie ścigają nimfy między drzewami. Te
wszystkie rzeczy są traktowane jak coś oczywistego, jakby każdy tutaj uważał,
że tak właśnie powinno być. Że to świat poza Obozem jest nienormalny.
Gdy przeszłam obok sosny Thalii (tak, Percy Jackson ma
związek nawet z tym drzewem), poczułam się trochę tak, jakbym znowu była w Grecji,
ale nie tej samej, którą zwiedzałam z mamą i bratem. Obóz jest pod tym względem
nie do opisania: niby mieszkają w nim dzieciaki z naszego, dwudziestego
pierwszego wieku, zachowujące się (no, wykluczając wymachiwanie śmiertelną
bronią na prawo i lewo) jak ich rówieśnicy w każdej innej części Stanów, ale
jednocześnie panuje tu atmosfera przywodząca na myśl czasy starożytności.
Kompletne pomieszanie skrajnie różnych kultur, które jednak współgrają ze sobą
i przenikają się w niewyobrażalnie harmonijny sposób.
Mówię to Lucy. Chichocze.
- Wiem, wiem. – Uśmiecha się do mnie. – Każdy się tak czuje
na początku.
Wydaje mi się, że nie każdy w takim stopniu jak ja. Zawsze
miałam wrażenie, że jestem bardziej wyczulona na atmosferę panującą w danym
miejscu, nie mówiąc już o tym, że często podświadomie wiem, czego boi się jakaś
osoba. I tak już po jednym spojrzeniu na blondwłosą Lucy zdaję sobie sprawę z tego, że
wystarczyłoby trochę zbyt duże ognisko, by ta wesoła dziewczyna
w ułamku sekundy znalazła się dwadzieścia metrów dalej.
Nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby okazała się córką
Hefajstosa. To po prostu niemożliwe. Wręcz idealnie pasuje do domku Demeter.
To ona powitała mnie jako pierwsza. Ledwo zdążyłam wysiąść z
tej przerażającej taksówki prowadzonej przez trzy przerażające kobiety, która
zresztą natychmiast rozpłynęła się w powietrzu, gdy podbiegła do mnie z
promiennym uśmiechem i od razu zaczęła dopytywać się, czy wszystko w
porządku i pomstować na osobę, która wysłała po mnie Rydwan Nienawiści.
Szczerze mówiąc, mogłam żyć bez znajomości tej nazwy.
Jedno jest pewne – podróży na Long Island nie zapomnę do
końca życia.
Głos Lucy wyrywa mnie ze wspomnień.
- Ściemnia się, niedługo kolacja. Na niej przedstawisz się i
byś może zostaniesz uznana.
- Być może? – powtarzam.
- To nie jest pewne. – Przygryza wargę. – Ale nie martw się,
od kiedy bogowie złożyli tę przysięgę, o której ci mówiłam, każdy półbóg
zostaje uznany. Jeśli nie dziś, to na pewno w najbliższym czasie.
Prawda jest taka, że zdążyła podać mi chyba wszystkie ważne
informacje oraz opisać część osób mieszkających w Obozie tak dokładnie, że mam
wrażenie, że znam je od zawsze. To też nieco przerażające.
Zgodnie z jej sugestią kierujemy się do jadalni. Osoby,
które mijamy po drodze, przypatrują mi się z uwagą, przez co czuję się jak jakiś
okaz w zoo. W pierwszym odruchu kulę się, ale potem decyduję się odpowiadać
patrzeniem prosto w ich oczy. Bardzo szybko to oni zaczynają unikać mojego
wzroku.
W końcu docieramy na miejsce. Lucy prowadzi mnie do dużego
stołu, przy którym siedzi mężczyzna ubrany w hawajską koszulę – już wiem, że to
sam Dionizos, bóg wina zesłany tu za karę – i stoi Chejron. Podczas naszego
pierwszego spotkania myślałam, że coś stało mi się z głową, dopiero po chwili
zrozumiałam, że człowiek, na którego patrzę, naprawdę jest w połowie białym
koniem. W świetle wszystkiego, co zobaczyłam przez ostatnią godzinę, nie wydaje
mi się to takie dziwne.
Blondynka macha mi na pożegnanie i siada razem z resztą
swojego rodzeństwa kilkanaście metrów dalej. Stoję sama, czując na sobie coraz
więcej zaciekawionych spojrzeń. W końcu centaur stuka kopytem w posadzkę i
wszystkie rozmowy cichną. Uśmiecha się do mnie pokrzepiająco.
- Dziś dołączyła do nas kolejna półbogini – zaczyna. –
Przyjmijcie ją ciepło i starajcie się pomagać, pamiętajcie też, że jest równie
zagubiona, co każdy z was na początku. Nie chciałbym, aby ktokolwiek jej
dokuczał. – Tu zerka na grupę nastolatków, w oczach których płoną złośliwe
iskierki. U szczytu ich stołu siedzi dziewczyna z czerwoną bandaną na głowie.
Chejron patrzy na mnie i orientuję się, że moja kolej na
przedstawienie się.
- Tak… - odchrząkuję. – Nazywam się Elisabeth, ale mówcie mi
Lizzie. Mam czternaście lat, pochodzę z Północnej Karoliny. Mam brata. Lubię
pająki i takie małe słodkie kotki… - Słyszę stłumiony chichot i, wzorem reszty
obozowiczów, patrzę w stronę grupki jasnowłosego rodzeństwa o szarych oczach.
Po chwili mówię dalej: – a także muzykę. Ee… mam dysleksję? – Zastanawiam się,
co jeszcze mogę powiedzieć.
- Czym jesteś dzieckiem? – woła ktoś.
- Nie wiem… - Czuję, że ludzi ogarnia zniechęcenie, więc
szybko kończę: - Ale jakiś czas temu w moim domu pojawił się pewien mężczyzna.
Wyglądał jak motocyklista, ale zamiast oczu miał płomienie. – Teraz wszyscy
wydają się zaciekawieni. Dziewczyna z czerwoną chustką prostuje się na krześle.
Zerkam na Chejrona. Mówiłam mu to już wcześniej, teraz widzę
w jego oczach przyzwolenie na opowiedzenie całej historii też reszcie
obozowiczów.
- Powiedział, że jest moim ojcem, ale że nie chce mi psuć
niespodzianki i mówić, kim jest… Powiedział też, że jedna z jego śmiertelnych sióstr
spotkała go już wcześniej i na pewno domyśli się, że to o niego chodzi.
Nastolatkowie patrzą po sobie ze zdumieniem. Jedynym
wyjątkiem jest ta dziewczyna z bandaną. Wpatruje się w swój talerz, a dłoń ma
mocno zaciśniętą na nożu.
Jadalnię wypełniają głosy. Wszyscy zastanawiają się, kto
może być tym tajemniczym mężczyzną, najczęściej pada imię Aresa. Nie nastraja
mnie to optymistycznie. Nigdy nie byłam brutalna, wręcz gardzę przemocą. Na
samą myśl o tym, że mogłabym być spokrewniona z bogiem wojny, robi mi się
niedobrze.
W chwili, w której o tym myślę, w stołówce zapada cisza.
Rozglądam się ze zdumieniem. Wszyscy wpatrują się w coś nade mną, więc i ja podnoszę
głowę. W powietrzu unoszą się trzy symbole: rydwan, trójząb i jakiś ptak, chyba
gołąb.
Czuję bardzo silną falę strachu i automatycznie patrzę w
stronę, z której napływa.
Nóż wypadł z ręki tamtej dziewczyny. Jest bardzo blada.
Symbole gasną. Całe pomieszczenie jest przesycone
zdziwieniem i niezrozumieniem.
Znów się rozglądam i widzę, że Chejron także wpatruje się w
brązowowłosą dziewczynę. Skupiam się tylko na tej dwójce, starając się
ignorować spojrzenie zmrużonych oczu Pana D.
- Clarisse – odzywa się centaur. Dziewczyna unosi głowę i
przełyka ślinę. W następnej sekundzie po strachu nie ma śladu, zostaje
dokładnie przysłonięty maską całkowitego opanowania.
- Clarisse, czy chciałabyś nam coś powiedzieć?
Wszystkie spojrzenia kierują się na nią. Przygląda mi się i
otwiera usta.
- To Fobos jest twoim ojcem, dziewczyno. Nie zazdroszczę.
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńTak, to znowu ja :)
Oho! Jakie zakończenie! Być córką Fobosa... Przecież to jest bóg strachu! Początkowo też myślałam, że chodzi o Aresa. A tutaj jego syn! To dlatego opis był taki podobny!
To dlatego wyczuwała, czego ludzie się boją. Jaka moc! Tyle można z takimi umiejętnościami zdziałać... Wow!
Ha i tutaj też bym poczytała więcej. Historia tej dziewczyny mogłaby być bardzo ciekawa.
Kurczaczki, jak ja lubię, jak ty piszesz :) Bardzo mi się podoba ;)
Już się nie mogę doczekać, co będzie jutro!
Pozdrowionka,
Bianka
Ps.: Odpowiedziałam na twój komentarz u mnie i byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś znalazła czas na sprawdzanie rozdziałów :)
Na pocieszenie mogę powiedzieć, że tę historię na pewno będę kontynuować. Muszę jeszcze pomyśleć nad tym, co tak właściwie ma się wydarzyć, aby było godne opisania, ale chcę to jakoś rozwinąć;)
UsuńDziękuję Ci bardzo, Twoje komentarze są cudowne:D
Miłego dnia życzę:)