piątek, 30 grudnia 2016

3/4: Różnice


Dziś witamy fandom, którego tu jeszcze nie widzieliśmy. I, szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczymy;D Mowa o "Miraculous, les aventures de Ladybug et Chat Noir", w Polsce znany jako "Miraculum: Biedronka i Czarny Kot".
Jak wyszło? Oceńcie sami!:)




Marinette ostatni raz upewniła się, że Tikki siedzi wygodnie na dnie jej torby i zbiegła po schodach na dół.
Sabine i Tom już od dawna nie spali; kręcili się po piekarni, zagniatając ciasta i układając towar. Oboje jednak przestali, gdy dziewczyna pojawiła się na dole, witając ich i od razu idąc do stołu, na którym czekało już śniadanie.
- I jak, kochanie, wyspałaś się? – Niziutka kobieta pogłaskała swoją córeczkę po głowie.
- Aj, mamo, tak! – Marinette uciekła przed opiekuńczą dłonią matki. – Zepsujesz mi fryzurę! – Roześmiała się.
- To do ciebie niepodobne. Od kiedy aż tak przejmujesz się wyglądem?
- Dzięki. Przynajmniej w dniu wigilii klasowej chciałabym się prezentować trochę lepiej, wiesz? – Pokazała mamie język, włożyła do ust ostatni kęs kanapki, popiła szklanką soku pomarańczowego i posłała rodzicom buziaka. – Dziękuję, było pyszne. Mamo?
- Tak, słoneczko?
Dziewczyna odsunęła talerz i uśmiechnęła się uroczo. – Wiecie już, co dostanę na Święta?
Kobieta uniosła brwi i spojrzała na Toma.
- A skąd mam wiedzieć, co postanowi ci przynieść Święty Mikołaj?
- Jesteś pewna, że byłaś grzeczna? – dodał mężczyzna.
Marinette westchnęła cierpiętniczo. – Tato…
- My nic nie wiemy. – Właścicielka piekarni uniosła ręce i popatrzyła na córkę z rozbawieniem. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Dziewczyna prychnęła. – Jesteście niemożliwi. – W następnej chwili sprawdziła godzinę w telefonie i aż podskoczyła na krześle. – Muszę jeszcze umyć zęby i lecę, bo się spóźnię!
- To leć, kochanie. – Sabine odprowadziła córkę wzrokiem, póki ta nie zniknęła w drzwiach łazienki. – Jak to jest, że nawet gdy ma być w szkole o dziesiątej, i tak wybiega z domu w ostatniej chwili? – spytała Toma, uśmiechając się delikatnie.

Postawny mężczyzna wzruszył ramionami. – To nie po mnie to odziedziczyła, ja codziennie wstaję o czwartej.
- Ja niewiele później – zauważyła kobieta. – Teraz jesteś po prostu złośliwy.
Ledwo zdążyli posprzątać ze stołu, z łazienki wyskoczyła Marinette. Z prędkością światła założyła wysokie, zimowe buty, narzuciła na siebie puchową kurtkę, cmoknęła rodziców w policzki i ze słowami „Miłego dnia, niedługo wracam!” na ustach zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Ona kiedyś coś sobie zrobi, jeśli nie przestanie tak biegać… - westchnęła pani Cheng, wyglądając przez okno. – Przynajmniej w zimie mogłaby bardziej uważać. Co, jeśli poślizgnie się na lodzie?
Tom podszedł do niej i także spojrzał za szybę, ale drobna figurka ciemnowłosej dziewczyny już zniknęła za rogiem.
- Ma blisko do szkoły – uspokoił ją. – Wyglądasz dziś pięknie, wiesz? – dodał, patrząc na żonę.
Kobieta roześmiała się cicho, obracając się do niego przodem. – Wyglądam dokładnie tak samo, jak co dzień. – Wygładziła swój biały cheongsam i przeczesała palcami krótkie, czarne włosy. Potem wyciągnęła rękę i strzepnęła z błękitnej koszulki męża resztki mąki. – Ale dziękuję.
Mężczyzna pochylił się i pocałował Sabine w czoło. Spojrzał jeszcze na zegarek – była dziewiąta pięćdziesiąt pięć – i wrócił do pracy.


- Święty Mikołaj, też mi coś – wymruczała Marinette, idąc szybkim krokiem i zaglądając do torby. – Ciepło ci, Tikki?
Różowa istotka przypominająca biedronkę uniosła główkę i popatrzyła na nastolatkę. Poprawiła kilka serwetek, które od jakiegoś czasu Marinette nosiła w torebce specjalnie w tym celu, i owinęła się czymś, co niegdyś było kieszenią polarowej bluzy. Uśmiechnęła się.
- Tak, Marinette, dziękuję. – Jak zawsze mówiła cicho, by jej wysokiego głosiku nie usłyszał nikt niepowołany. – A co do Świętego Mikołaja…
- Taak? – Zaciekawiona dziewczyna zbliżyła twarz do torebki.
- Nic! – Wycofała się biedronka po zastanowieniu. – Absolutnie nic!
- Tikki! – szepnęła nastolatka z wyrzutem. – Co chciałaś powiedzieć?
- Nic! – pisnęła. – Nie wolno mi o tym mówić!
- Czy to ma – doznała olśnienia – coś wspólnego z kwami? Z którymś z was?
- Nic ci nie powiem. – Różowe stworzonko skrzyżowało ręce na piersi.
- I tak kiedyś to z ciebie wyciągnę – zapowiedziała Marinette, docierając w końcu do szkoły.


- … i jeszcze raz życzę wam wszystkim wesołych Świąt – skończyła krótką przemowę wychowawczyni, Caline Bustier. – Smacznego!
W klasie rozległy się krótkie brawa. Marinette poczuła, że Alya Césaire szturcha ją łokciem.
- Co jest?
- Wygląda dziś na dużo weselszą, zauważyłaś? – Skinieniem głowy wskazała na nauczycielkę.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Pewnie się cieszy, że za półtorej godziny będzie miała spokój. W sumie kto by się nie cieszył?
- No tak. – Oczy Alyi skryte za okularami prześlizgnęły się po wszystkich zgromadzonych. Chloé Bourgeois z lekceważącą miną tłumaczyła coś Sabrinie Raincomprix, Juleka Couffaine bez przekonana obracała widelczyk w dłoniach, jak zwykle chowając twarz za fioletowymi kosmykami włosów, Nino Lahiffe ze śmiechem wołał coś do siedzącego na drugim końcu sali Kima Chiến Lê. – Chociaż Rose nie wydaje się aż tak szczęśliwa.
Marinette podążyła wzrokiem za spojrzeniem przyjaciółki. Rose Lavillant, Ivan Bruel oraz Max Kanté siedzieli naprzeciwko nich, po drugiej stronie dużego prostokąta utworzonego z nakrytych obrusami ławek. Mimo że  wspomniana dziewczyna normalnie rozmawiała z chłopakami, rzeczywiście nie sprawiała wrażenia zachwyconej życiem.
- To nie ona wyjeżdża do rodziny na ferie? – Zastanowiła się Alya, poprawiając okulary.
- Chyba tak…
- To wiele wyjaśnia. – Césaire uśmiechnęła się nieco złośliwie. – Nie będzie widziała Ivana tyyle czasu… Co z tobą? – zwróciła się do ciemnowłosej.
- Mm-hm. Co? Nie, nic – odpowiedziała nieskładnie Marinette. Z westchnieniem odłożyła ciasteczko i odgarnęła włosy za ucho.
- Tak, jasne. Nic. – Alya przewróciła oczami. – Proszę państwa, oto przed państwem wywiad z najgorszą kłamczynią we Francji! – Ułożyła palce na kształt obiektywu kamery i skierowała go na przyjaciółkę.
- Cicho! – Marinette pacnęła klasową reporterkę w dłonie. Pomachała uspokajająco do kilku patrzących na nie osób. – Ludzie się gapią – burknęła. – Chloé znowu nas obgaduje.
- Niech się gapią, wyglądamy dziś zjawiskowo. – Szatynka odrzuciła włosy na plecy. Poprawiła swój zielony sweterek i przyklepała Marinette grzywkę. – No i nic dziwnego, że o nas rozmawiają. Nie mogę uwierzyć, że widzę cię w rozpuszczonych włosach. I w sukience! Co tam gadające zwierzęta, to o tym będą mówić w Święta!
- Cicho! – powtórzyła rozbawiona nastolatka. Wygładziła złoto-granatowy materiał na kolanach i po raz setny tego dnia odgarnęła włosy za ucho. – Już mnie denerwują. Nigdy więcej. Zaczynam na nowo doceniać kucyki.
Alya roześmiała się głośno.
- Ciebie denerwują twoje włosy?
- Ty swoich i tak nie zwiążesz, nieistotne, ile byś na nie narzekała – odparowała.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Siedzący obok niej Nino klepnął ją w ramię, więc Alya odwróciła się, pozostawiając przyjaciółkę sam na sam ze swoimi myślami. Myślami, które tego dnia krążyły między niedokończoną rozmową z Tikki, podnieceniem spowodowanym bliskością przerwy świątecznej, a małą paczuszką spoczywającą bezpiecznie na dnie torby nastolatki.
Siedząca kilka miejsc dalej Chloé zawołała coś do Adriena, który roześmiał się i odpowiedział kilkoma zdaniami, wciąż uśmiechnięty. Blondynka zachichotała i nakręciła długie pasemko włosów na palec.
Marinette zazgrzytała zębami.
- Hej, słyszałaś? – Z rozmyślań wyrwał ją głos Césaire.
- Hm? – Zamrugała.
- Ziemia do Marinette Dupain-Cheng! – Alya pomachała dłonią przed jej twarzą. – Nino powiedział, że jego rodzice wychodzą gdzieś razem w sobotę. Zaprasza nas i Adriena do siebie. Wchodzisz?
- Niestety. – Brunetka z żalem potrząsnęła głową. – W weekend przylatują moi dziadkowie z Chin, ostatni raz widziałam ich dwa lata temu. Nie dam rady wyjść.
- Kurczę… - Alya powtórzyła jej odpowiedź Nino, który od razu zrobił skwaszoną minę. Dziewczyna poklepała go po ramieniu i wstała.
- Chodź. – Pociągnęła przyjaciółkę za rękę. Gdy ta wstała ze zdumioną miną, poprowadziła ją pod ścianę, z dala od innych.
- Co jest?
- Ty mi powiedz, co jest, Marinette. Cały dzień chodzisz jakaś nieprzytomna.
Dziewczyna objęła się ramionami.
- Wszystko w porządku.
- Aha, a Nino jest Czarnym Kotem – prychnęła Alya. – Mówiłam ci już, że jesteś beznadziejna w kłamaniu.
- Jestem bardzo dobra w kłamaniu – zaoponowała Dupain. – A co do tego, o co chodzi… - Przygryzła wargę. – No, sama się domyśl. Akurat w tym jesteś dobra.
Césaire zignorowała przytyk.
- Wiedziałam! – Klasnęła w dłonie. – Mam ci załatwić romantyczne rendez-vous z pewnym przystojnym blondynem? Żaden problem!
- Ciszej! – Marinette zarumieniła się wściekle. – Nie ma być romantyczne. Ma być… no, tylko być. I tyle. – Plątała się. – Chciałam po prostu… Mam…
- No?
- Chciałam mu coś dać – powiedziała szybko – ale na pewno nie zrobię tego przy wszystkich. Chloé zabiłaby mnie wzrokiem. – Nagle jej buty wydały jej się bardzo interesujące.
- Ojej, masz dla niego prezent! – Alya wyszczerzyła zęby, znów ignorując desperackie próby uciszenia jej. – Tym razem po prostu mu go dasz? Żadnych dziwnych akcji, jak przy okazji jego urodzin? Dorastasz, moja droga.
- Milcz. I pomóż mi jakoś – jęknęła Marinette.
- Jedno wyklucza drugie. Idź na korytarz, zaraz do ciebie dołączymy.
- Co?!
Nie uzyskała odpowiedzi, bo przyjaciółka popchnęła ją w stronę drzwi, a sama wróciła do stołu. Godząc się z losem, Marinette sprawdziła tylko, czy pani Bustier nie zauważy jej zniknięcia – była zajęta rozmową z Mylène – i wymknęła się z klasy.
Po wyjściu oparła się o ścianę i wzięła kilka głębokich wdechów. Na korytarzu widziała wielu uczniów z innych klas, składających sobie życzenia, żartujących czy po prostu spacerujących, ale nie miała czasu na dłuższą kontemplację świecącego, czerwonego nosa jednego z chłopaków, gdyż drzwi obok niej otworzyły się z impetem i wyszła przez nie Alya. Za rękę trzymała Nino, za którym podążał Adrien.
Dziewczyna wcisnęła w dłoń Marinette jej torbę. Nie czekała na podziękowanie, tylko od razu przeszła do realizacji swojego planu.
- Skoro już wyszliśmy, to ja i Nino mamy coś do załatwienia. – Mrugnęła do Marinette, która w tej chwili była bliska uduszenia dawnej Lady Wifi. Najwyraźniej pozostało w niej coś z czarnego charakteru.
Nie czekając na odpowiedź, Alya odeszła, ciągnąc za sobą zaskoczonego Nino. Zostali sami.
Adrien podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Em… O co jej chodziło? – zapytał.
Marinette roześmiała się, skrępowana. – Żebym to ja wiedziała…
- No tak. Idziesz do Nino?
Pokręciła głową. – Rodzina przyjeżdża. A ty? – Wewnętrznie waliła głową w ścianę. Ta rozmowa nie mogłaby być bardziej sztywna.
- Nie – westchnął. – Asystentka ojca zabiera mnie na świąteczne zakupy. – Nie wyglądał na zachwyconego.
- Alyi i Nino raczej nie będzie to bardzo przeszkadzać – spróbowała zażartować. Uniósł kącik ust.
Przez kilkanaście dłużących się jak godziny sekund stali w ciszy.
W końcu blondyn poruszył się.
- Skoro tak, to… ja chyba wrócę. Wesołych Świąt, Marinette. – Odwrócił się i położył dłoń na klamce.
- Czekaj! – zawołała, łapiąc go za ramię.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Szybko zabrała rękę.
- Ja… mam coś dla ciebie. – Uciekła wzrokiem. – Ale nie tutaj. Chodź ze mną.
Odeszła, nie oglądając się. Miała nadzieję, że idzie za nią, ale jednocześnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby nagle o wszystkim zapomniał i bez słowa wrócił do klasy.
Dogonił ją w połowie korytarza.
- Marinette, to nie w porządku. – Adrien potrząsnął głową. – Ja nie mam nic dla ciebie, nie spodziewałem się…
- To nic. – Wiedziała, że jej policzki są jaskrawoczerwone, ale na razie postanowiła się tym nie przejmować. Mijając innych uczniów, poprowadziła go po schodach w dół, aż do szatni, gdzie schowali się w cieniu niedaleko wyjścia ewakuacyjnego.
Wciąż nie podnosząc wzroku, dziewczyna otworzyła torbę i zaczęła w niej szukać prezentu. Tikki podała jej pakunek i uspokajająco poklepała po wierzchu dłoni.
Marinette wyciągnęła lekko tylko drżącą rękę w stronę chłopaka, podając mu nieduże pudełko zawinięte w kolorowy, bożonarodzeniowy papier. Przełknęła ślinę.
- To zdjęcia – powiedziała cicho. – Pomyślałam, że mogłaby ci się spodobać taka pamiątka. Przejrzałam też foldery na komputerze Alyi, więc jeśli znajdziesz jakieś fotografie, na których różni ludzie mają bardzo głupie miny, to dzięki niej. – Uniosła wzrok i zobaczyła, że on też jest zarumieniony. – I… Wesołych Świąt – zakończyła nieco kulawo.
Wziął od niej prezent i obrócił go w dłoniach. I zrobił coś, czego się nie spodziewała – rozłożył ramiona i objął ją. Zszokowana i pijana szczęściem, dopiero po chwili odwzajemniła uścisk.
- Dziękuję ci, Marinette – powiedział w jej włosy. – Ale ja nic dla ciebie nie  przygotowałem. – Odsunął się i zacisnął usta. – Nie powinno tak być, ja…
- Nic się nie stało – przerwała mu. – Nie mogłeś wiedzieć. – Raz jeszcze roześmiała się ze skrępowaniem.
- Nadrobię to – obiecał, po czym cofnął się o krok, kiwając głową w stronę schodów. – Wracamy?
No tak. Chce wrócić do klasy. Jak mogła być tak niemądra, aby pomyśleć, że zrobi na nim wrażenie głupim prezentem?
Ścisnęła pasek swojej torby. Przytaknęła bez słowa i dołączyła do niego.
- Chyba wiem, gdzie poszli Nino i Alya – powiedział Adrien, gdy weszli na parter. – Ale jeśli chcesz wrócić do klasy, to możemy. – Spojrzał na nią niepewnie.
W Marinette mocniej zabiło serce.
- Poszukajmy ich – zgodziła się i z delikatnym, ledwo widocznym uśmiechem podążyła za chłopakiem.


Rzucił się plecami na łóżko i wyciągnął ręce za głowę tak daleko, na ile pozwalała mu koszula.
- Nienawidzę Świąt – powiedział w przestrzeń.
- Nie dramatyzuj, monsieur. – Miniaturowy, czarny kot, Plagg, wydostał się z kieszeni marynarki powieszonej na oparciu krzesła i podleciał do nastolatka. – Dostałeś prezenty i zjadłeś doskonałą kolację. Czego można chcieć więcej?
- Tak. – Chłopak prychnął i przetarł twarz. – Prezenty, które parę dni temu sam sobie wybrałem. Na kolacji byłem ja i mój ojciec, który odzywał się tylko wtedy, gdy było to konieczne. Wszystkie potrawy przygotował kucharz. Czy to nie wspaniałe?
Zakrył oczy przedramieniem, nie słuchając kolejnych słów swojego rozpuszczonego kota. Po chwili jednak wstał, z półki na książki zdjął mały kluczyk, otworzył nim jedną z szuflad biurka i wyciągnął z niej ładne, drewniane pudełko. Wrócił na łóżko i odchylił wieczko.
Po raz kolejny zaczął przeglądać zdjęcia. Na wielu był on sam, uśmiechnięty lub w trakcie kichnięcia, ze znajomymi albo pozujący do zdjęć na okładkę jakiegoś magazynu. Kilka fotografii przedstawiało Marinette, Nino i Alyę, na innych widział całą ich klasę, były też zdjęcia miejsc, w których lubił przebywać. Nawet nie wiedział, że Marinette aż tak dobrze go zna.
Uśmiechnął się po raz pierwszy od paru godzin i wyjął telefon, by sprawdzić, czy wysłana przez niego paczka dotarła do odbiorcy na czas.




art by gabzillaz
Nie był inspiracją, ale pasuje;) (Powtarzam się, wiem.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz